Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 9/10. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 9/10. Pokaż wszystkie posty

31 lipca 2020

Dziesięć tysięcy drzwi – Alix E. Harrow

@oxuria
W tej zniewalającej, pełnej liryzmu debiutanckiej powieści, której akcja rozgrywa się na początku XX wieku, młoda kobieta odnajduje tajemniczą księgę i wyrusza w fantastyczną podróż ku samopoznaniu.

W ogromnej rezydencji pełnej egzotycznych skarbów, w której upływa jej młodość, January Scaller sama stanowi nie lada osobliwość. Będąc podopieczną bogacza pana Locke’a, ma wrażenie, że niewiele różni się od eksponatów na ścianach jego willi: jest tu wprawdzie otoczona opieką, ale zarazem czuje się ignorowana i kompletnie nie na miejscu.

Wszystko zmienia się, gdy w jej ręce wpada tajemnicza księga – spowita wonią innych światów, kryje w sobie opowieść o sekretnych drzwiach, miłości, przygodzie i niebezpieczeństwie. Każda jej strona przynosi odkrycia z trudem dających się objąć rozumem prawd o tym, czym jest świat. January stopniowo zaczyna też rozumieć, że historia przedstawiona w książce powiązana jest z jej własnym losem. //lubimyczytac.pl
"Ach, gdybym przestała być dziwadłem, na które wszyscy się gapią, a zamiast tego doskonale wiedziała, jakie jest moje miejsce na świecie. Bycie >>absolutnie wyjątkowym okazem<<, jak się okazało, skazywało na samotność", (s. 38).
UDOSTĘPNIJ TEN POST

15 lipca 2020

Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności – Elżbieta Sidorowicz

@oxuria
Życie nie jest słodką pralinką. Życie to czasem gorzka czekolada. Skąd wiadomo, która nam się przytrafi?

Rodzice nastoletniej Ani decydują się kupić stary, zrujnowany dworek na peryferiach miasta. Gdy rozpoczynają remont i modernizację domu, wszystko zdaje się iść ku dobremu. Jednak nic nie jest w stanie zatrzymać biegu wydarzeń...

Ania, uzdolniona uczennica liceum plastycznego, zostaje zupełnie sama w wielkim, pustym, nienadającym się do życia domu. Bez wody, gazu, telefonu. I bez kogokolwiek bliskiego. Świat malarstwa, muzyki, poezji, wszystko, co było dla niej ważne, przestaje istnieć. Jak pogodzić się ze stratą? Jak żyć?

„Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności” to słodko-gorzka opowieść o utraconym raju i o mozolnym odbudowywaniu go z drobin piasku. O dumie, godności, przyjaźni. O samotności. I o miłości, potężnej jak śmierć. //lubimyczytac.pl

UDOSTĘPNIJ TEN POST

7 maja 2020

Aşk 101 / Love 101 / Sezon 1

Źródło
Tureckie seriale na Netfliksie to jeszcze temat, który nie jest szeroko omawiany – czy to w pozytywnym, czy negatywnym kontekście. Na moim przykładzie: znam wiele realizowanych przez ich stacje telewizyjne z dedykacją do emitowania w tureckiej telewizji, jednak o samych netfliksowych produkcjach nie było zbytnio głośno, a te tam dostępne nie przyciągały mojej uwagi. Mimo wszystko, na samej platformie znaleźć możecie takie seriale jak: The Protector – trzy sezony (2018-), Kara Para Aşk – tylko jeden sezon z dwóch (2014-15), Intersection – trzy sezony (Kordugum, 2016), Atiye – jeden sezon (2019) czy Immortals – jeden sezon (Yasamayanlar, 2018). 

Przechodząc jednak do produkcji, o której dzisiaj będzie najwięcej: Aşk 101 (pozwólcie, że będę posługiwała się tytułem tureckim) to serial zaliczany przez producentów gatunkowo do komedii romantycznej (choć dla mnie to nie jest typowe rom-com, odnajduję tu trochę z dramedy – dramatu połączonego z komedią), zrealizowany przez studio Ay Yapim we współpracy z Netfliksem. Można zauważyć, iż jest to chyba pierwsza turecka propozycja platformy skierowana również do młodzieży (z oznaczeniem 16+), o tematyce, która może ich zainteresować właśnie.
UDOSTĘPNIJ TEN POST

21 lutego 2020

Dom po drugiej stronie jeziora – Anna Bichalska

@oxuria
Rok 1928. Do willi nad jeziorem w Błękitnych Brzegach przyjeżdża Maria, która ma objąć posadę guwernantki dwóch sióstr – Matyldy i starszej Adeli. Ale Maria ma także inny, ukryty cel. Chce rozwikłać pewną zagadkę z przeszłości. Nie wie jednak, że może okazać się to niebezpieczne. Nie tylko dla niej samej.

Rok 2017. Stary dom Matyldy położony nad brzegiem jeziora w Błękitnych Brzegach ma swoje tajemnice. Sekrety skrywa też Małgorzata, która pewnego letniego dnia wraz z kilkumiesięcznym niemowlęciem staje przed jego drzwiami. Ma za sobą bagaż trudnych doświadczeń i tylko jedną prośbę…

Losy kobiet skrzyżują się na dłużej. Połączy je między innymi zagadka śmierci Adeli, starszej siostry Matyldy, która zginęła jako dziecko niemal sto lat wcześniej. Zawartość skrytki znalezionej na strychu rzuca na jej śmierć nowe światło.//lubimyczytac.pl
„[...] śmierć najbliższej osoby zawsze przychodzi zbyt wcześnie, ale jeśli ktoś umiera młodo, trudniej się z tym pogodzić. To takie marnotrawstwo życia. Przerwane filmu w połowie seansu” – s. 179.
Czasem bywa tak, że pewne książki pojawiają się w odpowiednim momencie – akurat wtedy, gdy tego potrzebujemy. Tak właśnie było ze mną i Domem po drugiej stronie jeziora. Wybrałam tę lekturę, bo chciałam poczytać o czymś bardziej przyziemnym, oderwać się od tego, co działo się dookoła, ale z rozwagą. Tymczasem otrzymałam niesamowicie wciągającą, ciekawą i niepowtarzalną lekturę. Nie mogłam wyobrazić sobie lepszego odpoczynku!

Zakładałam, że na warstwie obyczajowej się skończy, ale Anna Bichalska nie poprzestała na niej. I bardzo dobrze! W historii rozwinięty jest wątek starej, rodzinnej tajemnicy. Chociaż w sumie niedopowiedzeniem będzie, jeśli powiem, że chodzi o jeden sekret – po drodze odkrywane są kolejne! Bardzo spodobało mi się nieujawnianie wszystkich faktów już na samym początku, uciekanie od oczywistości. Wiecie, chodzi o fakt, że – jako Czytelnicy – jeśli nie mamy podanych jakichś informacji, dopowiadamy sobie sami różne rzeczy. Autorka w tym przypadku pogrywa sobie z nami (nie wiem, czy było to zamierzone, ale wyszło świetnie!) w taki sposób, że w pewnym momencie potrzebna jest chwila na refleksję. Co z tego, co wiem o tej historii, jest prawdziwe? Bardzo lubię takie chwile, ponieważ taki zabieg zmusza mnie do przemyśleń – nie sprawia, że czuję się biernym Czytelnikiem. Wręcz przeciwnie – sprawia, że ta historia żyje we mnie.

Warto zaznaczyć, że opowieść snuta jest dwutorowo: akcja dzieje się głównie w 1928 oraz 2017 roku. Zazwyczaj nie przepadam za takim rozwiązaniem, bo często jedna „warstwa” czasowa po prostu mnie nudzi i mam ochotę przekartkować parę stron, by przejść od razu do kolejnej. Tym razem wszystko tak niesamowicie się uzupełniało, że nie odczuwałam potrzeby przyspieszania tempa akcji. Chciałam nacieszyć się tym, co miałam przed sobą. Pozwalałam sobie na to, by moja wyobraźnia działała, szukała możliwych rozwiązań czy kolejnych powiązań… Takiej lektury już dawno mi brakowało.

Bohaterowie to w gruncie rzeczy osoby, które mogą stać się bliskie sercu. Pani Matylda – urocza starsza pani po dziewięćdziesiątce – skradnie wszelkie, gwarantuję Wam! Małgorzatą targa wiele emocji, przeżywa pewne rozterki, ale przez to, czego dowiedzieć się można wraz z postępującą historią, nie dziwi mnie to. Nie czułam irytacji czy większych negatywnych emocji. Nawet kiedy myślę o wydarzeniach z 1928, nie czuję złości – ale szok, niedowierzanie już tak.

Trudno mi ułożyć coś spójnego odnośnie tej książki, ponieważ sprawia ona, że odlatuję. Myślę o tym domu nad jeziorem, siostrzanej rozłące, miłości matki do swojego dziecka i wcale nie chcę wracać do rzeczywistości. Jeśli sięgniecie po tę lekturę (do czego Was zachęcam), mam nadzieję, że poczujecie się tak samo jak ja!

Anna Bichalska, Dom po drugiej stronie jeziora, HarperCollins Polska 2020, s. 464.
Post powstał we współpracy z wydawnictwem.

UDOSTĘPNIJ TEN POST

4 września 2019

Uwięziona królowa – Kristen Ciccarelli

@oxuria
Żyły kiedyś dwie siostry, które łączyła tak silna więź, że nic nigdy nie mogło ich rozdzielić. Roa i Essie nazywały to „nicią”. Zajmowały się magią – aż Essie straciła życie w straszliwym wypadku i jej dusza została uwięziona w tym świecie.

Sprawcą jej śmierci był Dax, dziedzic tronu Firgaardu. Roa poprzysięgła znienawidzić go po kres. Jednak osiem lat później Dax wrócił, by błagać ją o pomoc. Zamierzał zdetronizować swego okrutnego ojca, który dla ludu Roi był bezlitosnym ciemiężycielem.

Roa zawarła z Daksem układ: da mu swoją armię, jeżeli on uczyni ją królową. Tylko jako królowa mogła wybawić swój lud spod panowania Firgaardu.

Wraz z Daksem i jego siostrą Ashą Roa i jej poddani obalili tyrana. Teraz jednak Asha musi uciekać, bo wyznaczono wysoką cenę za jej głowę. Roa natomiast jest królową z obcych stron, żyjącą z dala od domu, poślubioną wrogowi. Najgorsze zaś jest to, że obietnice Daksa pozostają niespełnione: lud Roi nadal cierpi.

I oto pojawia się szansa, by naprawić wszelkie zło – Roa ma okazję pozbyć się wroga i wybawić ukochaną siostrę.

Musi jedynie zabić króla… //lubimyczytac.pl

„Ostatni Namsara” – tom pierwszy – opowiadał o niezwykle burzliwej smoczej historii z nieustraszoną Ashą na czele. „Uwięziona królowa” rozgrywa się po tym, co działo się w poprzednim tomie, jednak jest to już lekko inna opowieść, ponieważ skupia się ona na losach Roi – świeżej królowej – która za wszelką cenę pragnie, by jej lud mógł odzyskać spokój i przestał cierpieć.

Z uwagi na to, że w poprzedniej części było bardzo dynamicznie, nie brakowało walki na wielu stronach, można by pomyśleć, iż kontynuacja będzie nieco spokojniejsza, a sytuacja nabierze równowagi. Skądże znowu! Nie ma mowy – nie na warcie Kristen Ciccarelli! I to w tej historii uwielbiam chyba najbardziej: przedmiotem sporu ponownie jest władza, jednak tym razem wszystko potoczyło się trochę inaczej. Mogłabym rzec, że Roa toczyła walkę na wielu płaszczyznach – wręcz, w swoim sercu i umyśle. Nie były to sceny tak zjawiskowe pod względem dosłownej walki jak w „Ostatnim Namsarze”, jednak równie emocjonalne i porywające. W tym przypadku Czytelnikowi pokazane zostały kulisy dzierżenia władzy i tego, co tak naprawdę kryje się pod tym pojęciem. Większość akcji miała miejsce w zamkach i pałacach, nie oznacza to natomiast, że zwolniła – wręcz przeciwnie, tempo tylko rosło!

Uwielbiam autorkę za to, co wyrabiała ze mną podczas lektury tej książki (już nie wspomnę o tym, że zajęła mi ona dosłownie wieczór!). Potrafiła wywołać we mnie masę różnorodnych emocji, intrygowała mnie skrupulatnie dopasowanymi opowieściami z dawnych lat królestwa, które poprzedzają niektóre wydarzenia. Nawet udało jej się mnie wywieść w pole w kwestii jednego bohatera! Do tego po raz kolejny stworzyła mocną, ale wciąż kobiecą postać. „Uwięzioną królową” czyta się momentalnie i równocześnie z wielkim zaangażowaniem. Dokładnie takich kontynuacji potrzebuje rynek wydawniczy, by serie miały sens – a nie były pisane tylko po to, by za sprawą fenomenu danej historii ciągnąć ją dalej tylko dla mnożenia pieniędzy. Z niecierpliwością będę oczekiwać na tom trzeci!

„Uwięziona królowa” („Iskari” #2) Kristen Ciccarelli (tłum. Dorota Dziewońska), Wydawnictwo IUVI 2019, str. 392
Post powstał we współpracy z wydawnictwem.
UDOSTĘPNIJ TEN POST

12 czerwca 2019

Twoje fotografie – Tammy Robinson

Zostały ci zaledwie miesiące na rzeczy, na które jeszcze wczoraj miałaś długie lata.

W dniu swoich dwudziestych ósmych urodzin Ava dowiaduje się o wznowie raka, z którym walczyła trzy lata wcześniej. Lekarze nie pozostawiają nadziei: dziewczyna ma przed sobą jakiś rok życia. Ava nie zamierza jednak pozwolić chorobie decydować o tym, jak przeżyje ostatnie cenne miesiące – pragnie urządzić swój wymarzony ślub. Jest tylko jeden mały problem. Brak pana młodego.

Ava nie ma też zbyt wiele pieniędzy, a przede wszystkim czasu… Lecz to wszystko jest bez znaczenia. Zorganizuje wesele dla siebie samej.

Gdy przyjaciele i rodzina mobilizują się, by pomóc jej spełnić ostatnie marzenie i zorganizować przyjęcie wszech czasów, w sprawę angażują się media i wieść o Avie rozchodzi się po całym kraju. Lecz plany dziewczyny nieco się komplikują. Nagle do głosu dochodzą uczucia, z którymi zdążyła się już pożegnać. Teraz musi zdecydować, czy wystarczy jej odwagi, by pokochać, a potem sił, by się pożegnać. //lubimyczytac.pl
„Życie jest cierpieniem. Jest też radością, lecz z tym, co dobre, przychodzi również to, co złe. Nie udaję, że wiem, dlaczego tak się dzieje; nie mogę nawet powiedzieć, że to rozumiem”. str. 232
Rok temu miałam przyjemność czytać po raz pierwszy powieść Tammy Robinson – „Normalni inaczej” i do dzisiaj nie żałuję tego, że po nią wtedy sięgnęłam. Tamta książka skupiała się głównie na tym, jak to jest żyć z osobą chorą na autyzm i jak pogodzić życie w dysfunkcyjnej rodzinie z rzeczywistością, z jaką na co dzień się zmagamy. „Twoje fotografie” to już całkiem coś innego. Owszem, kwestia choroby jest tu podjęta, ale wygląda to zgoła inaczej, zaczynając od tego, że bohaterowie nie są już nastolatkami – Ava to dwudziestoośmioletnia kobieta, która zmagania z rakiem miała już za sobą, a przynajmniej tak sądziła.

Muszę zaznaczyć, że już od początku tej historii Czytelnik wie, jak ona się zakończy – w pewnym sensie. Ten zabieg sprawił, że czytając „Twoje fotografie”, nie mogłam uwierzyć – nawet mimo świadomości – że faktycznie wszystko doprowadzi do takiego zakończenia, nie innego. Fakt, iż autorka potrafiła doprowadzić mnie do takiego stanu, kiedy mimo wszystko nie mogłam dopuścić do siebie tego, co się działo na kartach tej powieści, mówi sam za siebie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jakaś pozycja aż tak bardzo mnie poruszyła, bym nie mogła zebrać myśli zaraz po jej skończeniu. W tym przypadku siedziałam z książką leżącą obok mnie i nie mogłam się otrząsnąć. Nie zrozumcie mnie źle – to nie było takie „WOW! To prawdziwe odkrycie, nigdy w życiu nie czytałam nic lepszego!”. Po prostu całe te zmagania Avy z chorobą, jej afirmacja życia i te momenty, kiedy brakowało jej tego – to mnie uwiodło. Bardzo.
„Wzbogacają nas doświadczenia. Czas, który spędzamy z rodziną i przyjaciółmi – właśnie t o są idealne prezenty, właśnie tego potrzebujemy. Nie pozwól się zwieść reklamom krzyczącym o świątecznych wyprzedażach, niesamowitych okazjach i ofertach limitowanych. Odpuść sobie. Lepiej zadzwoń do przyjaciela”. str. 265
Nie stwierdzę, że każdemu spodoba się wątek romantyczny w „Twoich fotografiach”, bo niektórym może wydać się za słodki, nawet przewidywalny. Ja na to jednak liczyłam! Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo kibicowałam Avie, więc cieszyło mnie to, gdy na jej ustach pojawiał się uśmiech. Tak, przywiązałam się do tej bohaterki, która – jak każdy człowiek, a zwłaszcza ten z poważną chorobą na karku – miała swoje słabsze i gorsze dni, chwile. Nie wyobrażam sobie przechodzić przez coś takiego jak ona i tym bardziej czułam do niej szacunek za to, co robiła dla innych mimo początkowych obaw i niechęci oraz zrozumienie właśnie w tych gorszych momentach, które były nieodłączną częścią jej życiowej przeprawy.

Ta książka to nie tylko słodko-gorzka historia kobiety chorej na raka. Jej perypetie życiowe zostały wzbogacone o liczne refleksje głównej bohaterki – szczerze przyznam, że w pewnym momencie zrezygnowałam z zaznaczania cytatów, bo musiałabym robić to dosłownie co chwilę. To dzięki Avie można zrozumieć, jak bardzo ważne jest życie, zdrowie, badania. Pomiędzy pierwszoosobową narracją bohaterki w książce znajdują się „Zapiski Avy”, które tworzyła dla „Tygodnika Kobiecego” – to tutaj zwracała się do wszystkich kobiet i uważam, że jest to istotna część „Twoich fotografii”. Bo warto się badać i nie poprzestawać na jednym lekarzu, jeśli czujemy się pominięci lub zdajemy sobie sprawę, że coś jest nie tak. Trzeba walczyć o swoje, konsultować się z różnymi specjalistami, bo przecież to nie my posiadamy wystarczającą medyczną wiedzę, by samemu się zdiagnozować, prawda? Powinniśmy ufać ludziom odpowiedzialnym za to, ale pewność możemy uzyskać dopiero po wnikliwych badaniach i warto o tym pamiętać. Za dużo było już przypadków, kiedy to pacjenci zostali odsyłani do domu lub ich przypadek został zbagatelizowany – starajmy się robić wszystko, by nikt już nie dołączył do tego grona.
„Choroba nie zawsze dotyka osoby danej płci czy z konkretnej grupy wiekowej. Nikt nie jest za młody na raka. Nikt. Nigdy nie pożałujesz walki o samą siebie. Ale braku działania już tak”. str. 105
Podsumowując, Tammy Robinson poruszyła moją wrażliwą stronę i uświadomiła, jak ważne są w naszym życiu zdrowie i upór w walce o swoje. „Twoje fotografie” były dla mnie emocjonalną przeprawą, której nie zapomnę na długo – każdemu już ją polecam. Nowozelandzka autorka stała się już moją ulubioną powieściopisarką i z całą pewnością będę czekała na wydanie jej kolejnych książek.

„Twoje fotografie” Tammy Robinson, Wydawnictwo IUVI 2019, str. 336

UDOSTĘPNIJ TEN POST

13 maja 2019

Inna Blue – Amy Harmon + rozdanie

Blue Echohawk nie ma własnej historii. Poznała jedynie skrawki swojej przeszłości: została porzucona jako dwulatka, a jej matka nie żyje. Blue nawet nie wie, jak rzeczywiście się nazywa i kiedy się urodziła. Ma około dziewiętnastu lat, jest twarda, surowa i onieśmielająca. Nie wierzy w damskie przyjaźnie, a od mężczyzn oczekuje tylko krótkiego ukojenia. Jest nikim, a tak bardzo chciałaby być kimś. Blue musi się zbudować od nowa. To niezwykle trudne dla rozpaczliwie samotnej nastolatki. Tymczasem do jej szkoły trafia młody nauczyciel, pan Wilson. Od razu zauważa demonstracyjnie arogancką Blue, bez trudu dostrzega pod wyzywającym makijażem zagubioną dziewczynę, która bardzo potrzebuje pomocy. Jest zdecydowanie trudną uczennicą, a przy tym stanowi jego kompletne przeciwieństwo. Oboje nie mają najmniejszego pojęcia, dokąd zaprowadzi ich ta przedziwna, niecodzienna relacja.

To przejmująca historia o poszukiwaniu siebie — wbrew wszystkim i wbrew sobie. Mówi o wielkiej mocy przyjaźni, która potrafi rozkwitnąć w najbardziej nieprawdopodobnej sytuacji. O tym, że nadzieja pomaga w leczeniu źle zabliźnionych ran, a życie bez wiary jest tragiczniejsze od śmierci. A także o tym, jak trudno o zaufanie i jak niepostrzeżenie rodzi się miłość. I że tu zaczyna się droga do katastrofy…

Bez wiary i przeszłości. Inna niż wszyscy…//lubimyczytac.pl

Amy Harmon to autorka, której nie ma się dość pod żadnym pozorem. Jej powieści bezdyskusyjnie mnie zachwycają – tak było w przypadku „Prawa Mojżesza” jak i „Pieśni Dawida”, które czytałam jakieś dwa lub trzy lata temu. Są też książki jej autorstwa, których jeszcze nie znam, a zostały wydane w Polsce – m.in. „Biegając boso”, „Making Faces”, „Słowo i miecz”. Wiem już jednak, że poprzeczka co do wymagań została podniesiona dosyć wysoko, więc mam nadzieję, że każda kolejna lektura wychodząca spod pióra Harmon będzie równie dobra jak poprzednia.
„Życie jest wszystkim, co mamy, i wiedziemy je zgodnie z tym, w co wierzymy. Ale poświęcić to, kim jesteśmy, i żyć bez wiary to los tragiczniejszy od śmierci”.
Czytając „Inną Blue” Czytelnik teoretycznie powinien odczuwać ból, smutek, współczucie i przygnębienie z uwagi na temat, którego podjęła się autorka – poszukiwanie siebie, własnej historii, poczucie przynależności do społeczeństwa. No właśnie, teoretycznie. Praktycznie autorka potrafi tak poprowadzić narrację poprzez główną bohaterkę, Blue, iż obok wymienionych wcześniej uczuć towarzyszył mi również uśmiech i nadzieja na to, że dla takiej dziewczyny jak ta istnieje dobre zakończenie. Można w to wątpić, ponieważ ta nastolatka ma przed sobą wiele przeciwności losu do pokonania, ale by się o tym przekonać, koniecznie musicie sięgnąć po tę książkę!

Poczułam się bardzo zaskoczona, kiedy zorientowałam się, że Amy Harmon postanowiła w swojej powieści wykorzystać relację uczennica-nauczyciel, ale, ku mojej jeszcze większej konsternacji, wątek pana Wilsona został poprowadzony w sposób odmienny do tego, jaki przykładowo występuje w „Pułapce uczuć” (lub według nowszego wydania „Slammed”) Colleen Hoover. Nie chcę wiele zdradzać, ale naprawdę – podejście Harmon do tego dosyć schematycznego rozwiązania czyni go całkiem innym, mniej spotykanym, co działa na korzyść i dodaje wiarygodności całej książce.

Chciałabym, by każdy z Was mógł poznać historię Blue Echohawk. Nie dlatego, że czyta się ją szybko i bohaterowie mogą stanowić nasze odbicie w jakikolwiek sposób (chociaż tak jest!). Amy Harmon po raz kolejny udowadnia, że trudne kwestie nie są jej straszne – dzięki temu Czytelnik dostaje możliwość śledzenia losów dziewczyny, która nie powinna dostawać drugiej szansy, może nawet nie powinna być główną bohaterką książki. Każdy jednak zasługuje na bycie częścią historii – czy zna swoje korzenie, czy nie. Czasem nie jest ważne to, co było, tylko to, co zamierzamy z tym zrobić.

„Inna Blue” Amy Harmon, Wydawnictwo Editio 2019, str. 304



Wyświetl ten post na Instagramie.

💙ROZDANIE💙 Z okazji piątych urodzin bloga i osiągnięcia ponad tysiąca obserwatorów na Instagramie możecie zgarnąć "Inną Blue" Amy Harmon - UWAGA! książka oznaczona została pieczątką z napisem "egzemplarz bezpłatny" (nabyty drogą współpracy z wydawnictwem). . 🌼 Obserwuj @oxuria 🌼 Polub ten post i udostępnij go na swoim instastory (oznacz mnie tam) 🌼 W komentarzu napisz, dlaczego akurat Ty chcesz wygrać i zaproś dwóch znajomych 🌼 Opcjonalnie możesz polubić stronę Oxu na Facebooku (nie jest to obowiązkowe!) . Rozdanie trwa od 04.05 do 21.05, wyniki ogłoszę w ciągu tygodnia od zakończenia akcji. Do zgarnięcia jest jeden egzemplarz książki. Wybór osoby wygranej odbędzie się przeze mnie na podstawie odpowiedzi. Konta konkursowe nie będą brane pod uwagę. Wysyłka tylko na terenie Polski, rozdanie nie jest powiązane w żaden sposób z Instagramem. . { #rozdanie #giveaway #bookstagramtopasja #polishbookstagram #bookstagrampl #amyharmon #innablue }
Post udostępniony przez Wiktoria Rówińska (@oxuria)
UDOSTĘPNIJ TEN POST

20 października 2018

Nienawiść, którą dajesz – Angie Thomas [przedpremierowo]

W tym świecie nigdy nie jesteś za młody, by mogli cię aresztować albo zabić. Dlatego dzieciakom wpaja się zasady odpowiedniego zachowania przy policji – „Trzymaj ręce tak, żeby były widoczne. Nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów. Odzywaj się tylko wtedy, kiedy cię o coś zapytają”.

Szesnastoletnia Starr Carter porusza się między dwoma światami: biedną dzielnicą, w której mieszka oraz luksusową szkołą prywatną na przedmieściach, do której uczęszcza. Niepewna równowaga między tymi światami zostaje całkowicie zniszczona, gdy jej przyjaciel z dzieciństwa zostaje zastrzelony przez białego policjanta na jej oczach. Wszyscy chcą wiedzieć jedno: co tak naprawdę stało się tamtej nocy? A jedyną osobą, która może odpowiedzieć na to pytanie, jest Starr. Lecz to, co powie dziewczyna – bądź czego nie powie, mogłoby przewrócić do góry nogami jej codzienność. Mogłoby też zagrozić jej życiu. //lubimyczytac.pl

Kwestie rasowe do dzisiaj w niektórych miejscach na świecie są powodami konfliktów, zamieszek, prześladowań. Przez ostatnie lata dosyć głośno było o takich zdarzeniach jak strzelanie do czarnoskórych przez białych policjantów (co kończyło się tragicznie). Angie Thomas poruszyła właśnie tę kwestię w swojej powieści – można stawiać sobie pytanie: Dlaczego akurat teraz? Myślę, iż nie jest to temat, który ulega przedawnieniu – ciągle z różnych zakątków świata dochodzą nas słuchy o coraz to innych przykrych wydarzeniach dokonanych na tle rasowym bądź religijnym. Ważne jest to również to, by kwestia ta nie stała się tematem tabu, ponieważ o tym trzeba rozmawiać. Stworzenie historii Starr to próba wywołania dialogu, która, swoją drogą, się powiodła. Na jaką skalę? Nie mam pojęcia, lecz za granicą zrobiło się dosyć głośno zarówno dzięki książce jak i filmie, który teraz w październiku ma mieć światową premierę (kiedy doczekamy się polskiej, kto wie?).
„Czasami człowiek robi wszystko prawidłowo, a i tak wychodzi źle. Kluczem jest nieustawanie w próbach robienia dobrze”
Wykorzystanie takiego incydentu jak zastrzelenie niewinnego chłopaka ze względu na szeroko znaną  stereotypową opinię o ludziach czarnoskórych samo w sobie zobowiązuje autorkę do wykreowania historii, która nie stanie się infantylna i nie zepchnie tego głównego wątku na dalszy plan. Na całe szczęście „Nienawiść, którą dajesz” nie jest napisana w takim duchu. Owszem, myśli Starr kręcą się również wokół swojego chłopaka, Chrisa, ale nie miałam poczucia, że dla tej swojej miłości spycha sprawę, która nie dotyczy już tylko jej przyjaciela z dzieciństwa – Khalila – ale i wszystkich z jej dzielnicy i otoczenia. Wydaje mi się, że Angie Thomas, pisząc powieść skierowaną w głównej mierze w stronę młodych dorosłych, miała na celu uświadomienie, że każdy jest równy, wolny i ma prawo do prowadzenia życia w spokoju niezależnie od koloru skóry. Kierując ją do nas, młodych (bo nie znajdziemy tutaj wykładów filozoficznych ani ciężkiego języka – wszystko jest proste, a w swojej prostocie ujmuje za serce), ponieważ to właśnie od naszego i jeszcze młodszego pokolenia zależy przyszłość i to jak będą wyglądały relacje międzyludzkie.

Starr jest bohaterką, od której bije siła pomimo tego, przez co przechodzi. Ukazano jej stan emocjonalny, ale i poświęcono chwilę na to, by przedstawić dwa światy, w których musiała żyć. Szkoła to jedno, dzielnica drugie – pytanie jednak, co się stanie, kiedy zetkną się ze sobą te sfery? Odpowiedź narzuca się sama nawet bez znajomości tekstu – może być różnie, zależnie od ludzi, którzy te światy tworzą.
„The Hate U Give Little Infants Fucks Everybody” Tupac Amaru Shakur
Historia opowiedziana przez Starr nie jest opatrzona jasnym, wprost napisanym happy endem, zakończenie pozostało otwarte – myślę, że to najlepszy sposób, ponieważ ta opowieść tak naprawdę dzieje się naocznie, tu i teraz. To od nas, współczesnych ludzi, zależą dalsze losy osób, które były prześladowane ze względu na kolor skóry (i nie tylko!). Uważam, że kończąc tak tę książkę, Czytelnik będzie miał możliwość do przemyślenia, refleksji.

Autorka w Podziękowaniach:
„Wasz głos się liczy, liczą się Wasze marzenia i życia. Bądźcie jak róże, które rosną w betonowej dżungli”
„Nienawiść, którą dajesz” Angie Thomas, Wydawnictwo Papierowy Księżyc 2018, str. 447 
UDOSTĘPNIJ TEN POST

26 września 2018

Małe wielkie rzeczy – Henry Fraser

Henry Fraser miał siedemnaście lat, kiedy w wyniku tragicznego wypadku w jednej chwili zmieniło się niemal wszystko.

Sparaliżowany od szyi w dół, Henry pokonał niewyobrażalne trudności, by znów móc korzystać z życia i nauczyć się nowego sposobu funkcjonowania. W swojej książce Henry pisze o tym, jak w wyzwaniach, które stawiało przed nim życie, zawsze odnajdywał jakiś dar; jak uczył się przyjmować i akceptować zły obrót spraw oraz doszukiwać się pozytywnych aspektów każdej sytuacji. Jego filozofia życiowa opiera się na założeniu, że każdy dzień może być dobry.

„Małe wielkie rzeczy” przemówią do każdego, kto zmaga się z jakimikolwiek przeciwnościami losu. To przepiękna opowieść o wdzięczności oraz sile tkwiącej w każdym z nas – sile, która pokona największe trudności. //lubimyczytac.pl
„Rzucanie oskarżeń jest próbą odepchnięcia od siebie tej prostej prawdy, że życie każdego z nas może się gwałtownie i nieodwracalnie zmienić”
Opowiadanie swojej własnej historii nigdy nie jest łatwe, jednak czytanie o tym, jak życie wywróciło się komuś do góry nogami, również nie należy do łatwych, prostych i przyjemnych. W większości przypadków Czytelnik spotyka się z masą bólu, cierpienia, ale i z tymi małymi zwycięstwami, które rozświetlają kolejne dni bohatera książki jak i równocześnie realnego, żyjącego człowieka z krwi i kości.

Myślę, iż poznanie historii Henry'ego z pewnością pomoże zrozumieć, że zawsze jest jakieś wyjście i jeśli się odpowiednio mocno chce, można osiągnąć swój cel. Słowa tego człowieka bardzo motywują do działania, bo przecież ten chłopak osiągnął tak wiele – tyle, ile nikt by się nie spodziewał w jego sytuacji! Dlaczego więc My, owinięci nierzadko w swój bezpieczny kokon, wmawiamy sobie, że nie zdołamy czegoś przezwyciężyć, na coś zapracować?
„Bycie wdzięcznym polega na rozglądaniu się dookoła, otwieraniu oczu na wszystkie małe rzeczy, które uważamy za oczywiste”
Nie chcę streszczać tutaj tego wszystkiego, co napotkało Henry'ego, ponieważ od zapoznania się z tymi wydarzeniami jest właśnie książka. Chciałabym zwrócić jednak uwagę na to, iż takie lektury również są niezbędne – człowiek potrzebuje konfrontacji z bólem i cierpieniem drugiego i tego, jak sobie ze swoją sytuacją poradził. Często stąd czerpana jest inspiracja, a przede wszystkim motywacja do dalszej walki z trudami życia.

„Małe wielkie rzeczy” to niecałe dwieście stron, które potrafi doprowadzić do łez, ale przywraca nadzieję i daje poczucie, że możemy jeszcze dokonać niemożliwego. Przygotujcie na wszelki wypadek pudełko chusteczek.

„Małe wielkie rzeczy” Henry Fraser, Wydawnictwo Insignis 2018, str. 176
UDOSTĘPNIJ TEN POST

17 lipca 2018

Normalni inaczej – Tammy Robinson

Opowieść o miłości, nadziei i marzeniach. O poświęceniu, bólu i śmierci. Dla każdego, kto pokochał "Gwiazd naszych wina" i "Zanim się pojawiłeś".

Jeśli nie złamie ci serca, to nie miłość…

Życie Maddy jest do bólu uporządkowane i przewidywalne. Musi takie być, aby jej autystyczna siostra mogła w miarę normalnie funkcjonować. Jako pełnoetatowa opiekunka Bee Maddy nie ma czasu na komplikacje takie jak przyjaciele, nie mówiąc już o chłopaku. Więc kiedy poznaje Alberta, ostatnią rzeczą, o jakiej myśli, jest zakochiwanie się. Jednak nawet Maddy nie nad wszystkim ma kontrolę. Albert pogodził się, że zawsze był i będzie wielkim rozczarowaniem swojego ojca, i marzy tylko o tym, by wyrwać się z domu. Kiedy poznaje Maddy, dowiaduje się, jak to jest być częścią kochającej się rodziny i jak ogromne ofiary ludzie potrafią ponieść dla tych, których kochają. Ale czy Maddy i Albert są gotowi ponieść takie ofiary dla siebie? //lubimyczytac.pl

Każdy z nas wie, że nie ma rodziny idealnej – a jeśli już taka się z pozorów wydaje, tak naprawdę taka nie jest. Wszędzie znajdzie się jakaś dysfunkcja – mniejsza lub większa. Albert i Maddy wraz z ich krewnymi są książkowym przykładem takich sytuacji. Chłopak zmagający się z zaborczością ojca i dziewczyna będąca opoką dla matki jak i chorej na autyzm oraz niepełnosprawnej siostry – taką parę tworzą. Można pokusić się o stwierdzenie, że jest to dwójka nieszczęśliwych młodych ludzi, których omijają uroki właśnie tej młodości na rzecz tego, iż nie mieli innego wyjścia jak wydorośleć w błyskawicznym tempie.

Na początku powieści poznajemy codzienność bohaterów, nic nie zapowiada tego, co wydarzy się później. Klimat jest przeciętny – taka prosta młodzieżówka, czego można się spodziewać więcej. A jednak, takie myślenie zmienia się wraz z kolejnymi przewracanymi stronami i zdarzeniami, jakie na nich się pojawiają. Prostota języka pozostaje cały czas (doceniam pracę tłumaczki!), co tylko potęguje emocje wywołane późniejszą akcją. Nie wiem, jak mam ubrać w słowa to wszystko, czego doświadczyłam dzięki tej książce, ale nie łudźcie się – nie znajdziecie tutaj nie wiadomo jakich uniesień, bo nie o to chodzi. Ta historia wbrew pozorom nie jest do końca łatwa do zaakceptowania – w trakcie lektury parę razy miałam ochotę zamknąć książkę i powiedzieć stanowcze „nie” temu, jak los pogrywał sobie z bohaterami, ale równocześnie wiedziałam, że nie mogłabym zrobić wiele, aby im pomóc.

Większość osób, które poznajemy, nie rozumie, czym jest autyzm. A ludzie przeważnie boją się nieznanego. Istnieją różne poziomy funkcjonalności, ale trudno pojąć każdy z nich, jeśli nie mieszka się z osobą autystyczną. Tacy ludzie różnią się od siebie tak samo jak ty i ja.

Tytuł ten pokazuje realia życia z osobą, która wymaga całodobowej opieki, ale także poświęcenia jej praktycznie całej swojej uwagi, przez co trzeba zrezygnować ze swoich marzeń czy pragnień. Nie jest to łatwe dla bohaterki, lecz wie, że dla ukochanej siostry jest w stanie zrobić wszystko. Dzięki ukazaniu przez autorkę takiej rzeczywistości wielu ma szansę dostrzec, że w życiu może być coś bardziej zobowiązującego i wymagającego odpowiedzialności oraz cierpliwości.

Ktoś polecał „Normalnych inaczej” miłośnikom „Gwiazd naszych wina” oraz „Zanim się pojawiłeś” i o ile nie znam tej drugiej książki, tak powieść Johna Greena już tak i mogę śmiało powiedzieć, że w pewnych kwestiach może i poruszają podobne tematy, ale osobiście nie porównywałabym ich ze sobą. Są to jednak dwie opowieści, które nie różnią się od siebie tylko rodzajem choroby. Mogłabym rzec, iż mają więcej różnic niż tego, co je łączy (ale obie są warte polecenia!).

Podsumowując, Tammy Robinson napisała świetną powieść, która porusza, a nawet dotyka duszy – emocje gwarantowane! Mam nadzieję, że kiedy sięgniecie po „Normalnych inaczej”, doświadczycie tego co ja i również się zachwycicie tą prostotą, ale jakże pełną wartości i miłości do bliźniego.

„Normalni inaczej” Tammy Robinson, Wydawnictwo IUVI 2018, str. 336
UDOSTĘPNIJ TEN POST

8 kwietnia 2018

Pierwszy Róg – Richard Schwartz [przedpremierowo]

Wszystko ma swój początek w zasypanej śniegiem gospodzie w górach dalekiej Północy. Stary wojownik Havald, zmęczony życiem i wieczną walką, tajemnicza czarodziejka Leandra, niebezpieczny przywódca bandy łupieżców i mroczna elfka o szczególnych upodobaniach seksualnych. Każde szuka czegoś innego. Każde podąża w inną stronę. Kim są naprawdę? Dokąd zmierzają?
Żadne z nich nie wie, że głęboko pod gospodą krzyżują się prastare linie mocy. Kiedy siarczysty mróz i burza śnieżna odcinają podróżnych od świata, wybucha panika: krwawy mord wskazuje na to, że w pobliżu czai się bestia. Czy Havald i Leandra mogą komuś zaufać? Trop prowadzi do legendarnego królestwa Askiru…
Intensywna, gęsta atmosfera, znakomite dialogi i fenomenalnie wykreowani bohaterowie to tylko przedsmak monumentalnego eposu o walce z przepotężnym Imperium Thalaku.//lubimyczytac.pl

Mity, legendy, magia, wojownicy i problemy – wszystko to osobno może niewiele znaczyć, jednak skłębione i zamknięte w jednym miejscu przez podejrzanie długą oraz ostrą burzę śnieżną nie wróżą dobrze. Najbardziej zagrożonymi stają się wtedy niewinni mieszkańcy feralnego zajazdu Pod Głowomłotem, którzy, jak się potem może okazać, jednak coś wspólnego z całą tą tajemniczą aurą mają. Początkowo autor przedstawia Czytelnikowi sytuację, w której znalazł się jeden z głównych bohaterów prowadzący narrację. Utknął, ale nie sam – w gospodzie schronili się również inni goście; z towarzystwa jednych był zadowolony, ze strony pozostałych wyczuwał nadchodzące burdy i problemy.

Richard Schwartz nadaje stworzonej przez siebie historii bieg, chociaż akcja nie postępuje tak szybko, jak mogłaby. Nie brak jej za to emocji i wątków, które pozostają nierozwiązane po pierwszym tomie cyklu „Tajemnica Askiru”. Przez większą część książki bohaterzy tkwią w praktycznie jednym miejscu, co nie hamuje jednak wyobraźni autora, wymyślającego co rusz to nowe pułapki i tajemnice dla swoich pionków w grze. Pomimo tego, iż początkowo Czytelnik zdobywa trochę wiadomości o bohaterach, z którymi ma do czynienia, i tak w trakcie lektury wychwycić można kolejne strzępki zaskakujących i zmieniających nasze spojrzenie na ich dotychczasowe zachowanie informacji.

Same postacie są różnorodne; na podstawie Leandry i Zokory można nawet stwierdzić, iż zostały stworzone na podstawie kontrastu – sera de Girancourt to wierna i uczciwa półelfka o jasnych włosach, podczas gdy Zokora nie wydaje się być taka praworządna z racji swojej mrocznej elfiej natury, do tego zewnętrznie również nie przypomina maestry, ponieważ ma ciemnobrązową skórę oraz kruczoczarne włosy. Ser Havald – jak każdy przebywający w zajeździe – ma w zanadrzu swoją własną historię, która pomaga w późniejszym zrozumieniu jego zachowania.

Wstępnie w „Pierwszym Rogu” panuje tajemnicza aura ze względu na nieświadomość (tego, co się dzieje), jaka otacza zarówno bohaterów jak i Czytelnika. Następnie nastrój ten ustępuje nieco innym – pojawiają się humor i zadziorność Zokory, mrocznej elfki, a nawet wątek romansowy i oczywiście fantastyczny. Jak można wywnioskować po opisie, autor zastosował w powieści pewien motyw dotyczący zamknięcia postaci z jakiegoś istotnego dla całej historii powodu. Z pewnością każdy już miał do czynienia z takim zabiegiem, jednak myślę, iż umieszczenie akurat tych bohaterów w takiej sytuacji było rozwiązaniem, które się sprawdziło, ponieważ Richard Schwartz poradził sobie świetnie z poprowadzeniem swojej opowieści.

9/10

„Pierwszy Róg” („Tajemnica Askiru” #1) Richard Schwartz, Wydawnictwo Initium 2018, str. 496

PREMIERA: 20.04!
UDOSTĘPNIJ TEN POST

26 lipca 2017

Fałszywy pocałunek - Mary E. Pearson [przedpremierowo]

źródło
Księżniczka Lia jest pierwszą córką domu Morrighanów, królestwa przesiąkniętego tradycją, poczuciem obowiązku i opowieściami o minionym świecie. W dniu swojego ślubu ucieka, uchylając się od obowiązków - pragnie wyjść za mąż z miłości, a nie w celu zapewnienia sojuszu politycznego. Ścigana przez licznych łowców, znajduje schronienie w odległej wsi, gdzie rozpoczyna nowe życie. Gdy do wioski przybywa dwóch przystojnych nieznajomych, w Lii rozbudza się nadzieja. Nie wie, że jeden z nich jest odtrąconym księciem, a drugi to zabójca, który ma za zadanie ją zamordować. Wszędzie czai się podstęp. Lia jest bliska odkrycia niebezpiecznych tajemnic - i jednocześnie odkrywa, że się zakochuje.//lubimyczytac.pl
„Fałszywy pocałunek” to książka, która uwielbia wodzić Czytelnika za nos i sprawiać, byśmy wpadali w pułapki zastawione przez samą autorkę - Mary E. Pearson. Nie sposób zapomnieć o tym, co wyczyniało się na kartach tej powieści, ponieważ niektóre rzeczy potrafią naprawdę wprawić w osłupienie. Szczególnie jeden celowy zabieg Pearson wbił mnie w fotel i myślałam już, że coś źle zrozumiałam, pominęłam lub w ogóle nie ogarnęłam (moja reakcja była zbliżona do tej Chrisa zamieszczonej obok). Z tego powodu wracałam się do niektórych początkowych rozdziałów i czytałam je ponownie, by móc poukładać sobie to wszystko w głowie. Początkowo uważałam, że to jakaś pomyłka, wdarł się jakiś chaos przy tłumaczeniu, jednak po rozmowie z Kasią z Parę słów o książkach i recenzji Wybrednej Marudy (link)
jestem prawie pewna, iż było to celowe. Nie zdziwcie się więc, gdy zobaczycie, że narracja prowadzona jest z punktu widzenia Lii, księcia, zabójcy, Kadena oraz Rafe'a – w swoim czasie zrozumiecie dlaczego.

Brakowało mi ostatnio czegoś w książkach, które przewijały mi się przez ręce, lecz nie potrafiłam sprecyzować dokładnie czego. Po lekturze „Fałszywego pocałunku” wreszcie mogłam poczuć, iż ta pustka po trochu się zapełnia. Pierwszy tom „Kronik Ocalałych” dostarczył mi od groma emocji i, chociaż występuje tam relacja tak znienawidzona przez większość Czytelników – trójkąt miłosny, nie byłam w stanie oderwać się choć na moment od lektury. Więzi pomiędzy Lią, księciem oraz zabójcą na całe szczęście nie przyćmiewały innych wątków w historii, co w innych powieściach zdarza się dosyć często. Odetchnęłam z ulgą, kiedy prawie od samego początku wciągnęłam się w losy księżniczki Morrighan i nie miałam z tym żadnego problemu, co było dla mnie wielkim zaskoczeniem, ponieważ ostatnimi czasy miałam z tym niemałe problemy. Sądzę, że stoi za tym także język, który nie jest infantylny, lecz wzbogacony opisami ułatwiającymi wyobrażenie poszczególnych sytuacji bądź wyglądu i z drugiej strony nie są przesadzone lub podkoloryzowane.

Świetnym posunięciem jest wzbogacenie tekstu oryginalnym językiem, którym posługują się vendańscy ludzie oraz fragmentami m.in. Pieśni Vendy - nadało to trochę oryginalności całej historii. Czymś, czego jednakże nie pochwalam, jest zrezygnowanie z amerykańskiej okładki, która jest o niebo lepsza od tej niedługo już dostępnej u nas w kraju.

amerykańska vs polska okładka
Jeśli jesteście spragnieni dobrego kawałka połączenia fantastyki i małego romansu, „Fałszywy pocałunek” jest specjalnie dla Was. Na kartach tej powieści czai się świat, który tylko czeka, aż się w nim zanurzymy. A kiedy już to się stanie, nie będzie odwrotu!

„Fałszywy pocałunek” Mary E. Pearson, Wydawnictwo Initium 2017, str. 544

9/10 [rewelacja]

PREMIERA: 03.08.2017!

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Initium!
UDOSTĘPNIJ TEN POST

12 listopada 2016

Wszystko to, co wyjątkowe - Matthew Quick

Oto Nanette. Wzorowa uczennica, gwiazda szkolnej ligi piłkarskiej i posłuszna córka. Zawsze robi to, czego się od niej oczekuje.

Ale wszystko zmienia się w dniu, w którym dostaje podniszczony egzemplarz Kosiarza balonówki - tajemniczej, niewydawanej od lat kultowej powieści. Nanette czyta ją dziesiątki razy. Chce być taka jak główny bohater. Chce być buntowniczką.

Choć udaje wygadaną rebeliantkę, w środku to jednak ta sama Nanette, samotna introwertyczka, która usiłuje znaleźć swoje miejsce w nieprzyjaznym świecie. Zmuszona dokonać kilku trudnych wyborów nauczy się, że za bunt trzeba czasem zapłacić wysoką cenę.//lubimyczytac.pl

Jak już zwykło bywać, książki Matthew Quick'a posiadają nietuzinkową fabułę, poruszają niecodzienne tematy lub nawet te codzienne, ale w nieoczekiwany i niekonwencjonalny sposób. Jest to wyjątkowa cecha jego powieści, które aż biją od siebie charakterystyczną prozą autora. Nie jest to nic złego – wiadomo przecież, iż inność nie oznacza czegoś gorszego, wręcz przeciwnie – coś wyjątkowego. Tematem swojej powieści uczynił właśnie tę wyjątkowość, co można przewidywać już po samym doborze jej tytułu.
Czasami trzeba zapłacić wysoką cenę za indywidualność, zwłaszcza kiedy jest się kobietą.
Moje opinie o książkach można podzielić w sposób przeróżny, ponieważ czytana pozycja wyznacza każdej kolejnej już jakieś wytyczne i w różnych przypadkach są to odmienne rzeczy, które niekiedy mają pośredni wpływ na jej odbiór. Możliwe, że jest to trochę zawiłe; z grubsza chodzi o to, że czasem na każdą kolejną książkę patrzę przez pryzmat przeczytanych wcześniej. Wracając do tematu, zdarza mi się porządkować przeczytane pozycje według schematu: coś rewelacyjnego, czyli same pozytywy plus dobre emocje; było fajnie, ale czegoś mi zabrakło; nieporozumienie, coś w pewnej chwili poszło nie tak. Dlaczego wspominam o tym, kiedy powinnam wyrażać opinię o Wszystkim tym, co wyjątkowe? Otóż Matthew Quick, jak wspominałam już, tworzy nietuzinkowe książki - ta nie stanowi wyjątku i, jak poprzednie, które przeczytałam, znajduje się w tej pierwszej kategorii.

Czerpałam przyjemność z czytania powyższego tytułu, lecz nie chodzi już nawet o sam styl autora czy fabułę, tylko o to, jakie pytania mogłam sobie zadać, jakie czekały na mnie odpowiedzi po zapoznaniu się z treścią oraz co z tego wszystkiego wynika dla mnie. Historia pobudza do myślenia o kwestiach, nad którymi każdy nastolatek (i nie tylko) powinien się zastanowić, a to uwielbiam najbardziej w pisarstwie Quick'a.
Może uleganie naszej prawdziwej naturze popycha nas ku wielkiej niewiadomej, ku celom, o jakich nam się nawet nie śniło, a które jednak istnieją.
Losy Nanette są przepełnione goryczą, smutkiem, ale i w pewnym stopniu humorem, co obrazuje wielu dzisiejszych nastolatków i pozwala im utożsamić się z tą bohaterką, jednak Quick pokazuje także jak cienka jest granica pomiędzy wyniesieniem czegoś z kart pouczającej powieści a fanatycznym pragnieniem stania się głównym bohaterem i utożsamianiem się z nim na siłę. Książka ta może stać się dla niektórych skarbcem cytatów - tak, jak stało się to w moim przypadku. Polecam!



Wszystko to, co wyjątkowe Matthew Quick, Wydawnictwo HarperCollins 2016, str. 256

9/10 [rewelacja]

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska!
UDOSTĘPNIJ TEN POST

24 września 2016

Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu - Anna McPartlin

Zerkam niespokojnie na widownię. Czy znajdę dość sił, by opowiedzieć ludziom o moim synu?
Jeremy był dobrym, wrażliwym chłopcem, kochałam go tak, jak potrafią tylko matki. Mam poczucie winy, bo daleko mi do ideału. Za długo tkwiłam w związku z jego ojcem-katem, który terroryzował mnie przez lata. Nie zawsze ogarniałam rzeczywistość, czasami przytłaczała mnie proza życia. Nie było mi łatwo pracować na dwa etaty, opiekować się chorą matką, która przestała być sobą, i znosić zmienne nastroje nastoletniej córki. Ból po stracie syna nigdy nie zelżeje, ale wciąż mam dla kogo żyć. Co cię nie zabije, to cię wzmocni... Mój syn umarł 1 stycznia 1995 roku. Minęło dwadzieścia lat, a ja stoję przed grupą obcych ludzi, by im o nim opowiedzieć.
Głęboki wdech. Zaczynajmy.//lubimyczytac.pl

Powieść Anny McPartlin pt. Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu to już jej druga historia, która została wydana w naszym kraju przez wydawnictwo HarperCollins Polska. Pierwsza - Ostatnie dni Królika - odbiła się wielkim echem i słychać o niej do dzisiaj, chociaż swoją premierę miała rok temu. Osobiście nie znam jeszcze historii Mai, zwanej Królikiem, jednak po zapoznaniu się z losami Maisie, mam jak najbardziej ochotę sięgnąć po tę pierwszą.
Wszystko było dobrze, ale czasy się zmieniają, a to, co dobre, stopniowo staje się złe. Nic nie możemy na to poradzić. Myślisz, że masz nad tym jakąś kontrolę, ale tak ci się tylko wydaje.
Autorka przedstawiła Czytelnikom historię, która nie jest żadną przypadkową wersją zdarzeń i nie bez powodu została tak skonstruowana. Spomiędzy stron książki wyczuwalne są ból, brak zrozumienia, głos sumienia, ale także i matczyna miłość, jej siła oraz czułość. Pomimo wszystkiego, co dzieje się w życiu głównej bohaterki, ona próbuje się nie rozsypać, co w jej sytuacji jest bardzo trudne - ja byłam bardzo ciekawa, kiedy nastąpi przełom i Maisie się podda, będzie bezsilna (nie żebym była jakąś sadystką). Zaskoczyła mnie końcówka książki - może nie pod względem następujących po sobie zdarzeń - ale z pewnością tak było, jeśli chodzi o postawę tej kobiety.

Myślę, że każdy dla siebie wyniesie jakąś prawdę lub przestrogę z przedstawionej w Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu historii. Jedni mogą skupić się bardziej na sytuacji młodego chłopaka i jego (ale i też innych rówieśników borykających się ze swoimi problemami) roli w społeczeństwie w latach 90. XX wieku. Książka jasno pokazuje stosunek tamtejszej młodzieży do osób, które w jakiś sposób spośród nich się wyróżniają; łatwo domyślić się, że akurat ta grupka przedstawiona przez Annę McPartlin nie grzeszyła dojrzałością, za co przyszło im ciężko zapłacić. Idąc dalej tym tropem, można przejść do zachowania dorosłych, którzy także święci nie byli, bo, dajmy na to, wrażliwość u chłopca stawała się według nich oznaką słabości. Chcę przez to powiedzieć, że wszyscy mamy często wpływ na ludzi, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy i obwinianie siebie lub innych dokoła po jakimś incydencie jest bezsensowne i do niczego nie zaprowadzi, ponieważ na całe zdarzenie wkład mają najmniejsze szczegóły, które mogą przerodzić się dopiero w coś nieoczekiwanego po przysłowiowym dolaniu oliwy do ognia.

Historia jest niezwykle smutna, ale czego innego można spodziewać się po opowieści o sytuacji, w jakiej znajdują się najbliżsi zaginionej osoby? Właśnie ten smutek potrafi wstrząsnąć dogłębnie człowiekiem i do niego przemówić. Miejmy nadzieję, że i Was on poruszy i zmusi do chwili refleksji. Polecam Wam z całego serca powieść Anny McPartlin pt. Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu, nawet jeśli nie mieliście jeszcze do czynienia wcześniej z twórczością autorki jak w moim przypadku.

Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu Anna McPartlin, Wydawnictwo HarperCollins Polska 2016, str. 400

9/10 [rewelacja]

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska!
UDOSTĘPNIJ TEN POST

7 maja 2016

Czy wspominałem, że Cię potrzebuję? - Estelle Maskame [BOOK TOUR]

"Od pamiętnych wakacji w Santa Monica upłynęły już dwa lata. Eden i Tyler nie widzieli się przez ten czas, dla dobra rodziny próbując zapomnieć o uczuciu, jakie się między nimi zrodziło. Gdy jednak spotykają się w Nowym Jorku, by spędzić tam wspólnie kolejne lato, nie potrafią udawać. Oddaleni od przyjaciół i rodziców, sami wśród niezliczonych atrakcji Wielkiego Jabłka, zaczynają rozumieć, że ich miłość wykracza poza zwykły wakacyjny flirt.

Teraz czas na zmierzenie się z rzeczywistością i kilka ważnych postanowień. Jak zareaguje na nie rodzina? Czy związek Eden i Tylera przetrwa katastrofalne skutki ich decyzji?"//lubimyczytac.pl

Można powiedzieć, że Eden nie jest w zbytnio komfortowej sytuacji. Pomimo bycia w związku, jej uczucie do Tylera wciąż nie zniknęło, chociaż próbuje wmówić sobie, iż tak nie powinno być, bo przecież są przyrodnim rodzeństwem i jej ojciec nigdy by nie pozwolił, żeby byli razem. Próby zapomnienia idą jednak na marne, ponieważ Eden wybiera się na sześć tygodni do Nowego Jorku dzięki temu, że jej przyrodni brat ją tam zaprosił.
"Tak to już jest z odległością: albo sprawia, że oddalasz się od kogoś, albo uświadamia ci, jak bardzo go potrzebujesz."
Utrzymywanie czegoś w tajemnicy przed swoją własną rodziną wcale nie jest takie łatwe. Główni bohaterowie trylogii Dimily już od bardzo długiego zmagają się z pewnym sekretem. Żelazną zasadą jest jednak to, że prawda rządzi się własnymi prawami i zawsze kiedyś demaskuje kłamstwo - czy to wtedy, kiedy tego chcemy, czy nie. Jest także ciężarem, którego lepiej pozbyć się zawczasu, ponieważ później wzrasta i nabiera mocy, by zranić bliskie nam osoby. Eden i Tyler zmagają się właśnie z tym problemem - muszą zrobić cokolwiek, żeby nie zranić osób, na którym im zależy. Jednak czy znajdą w sobie na tyle dużo odwagi, by ich relacje wyszły na jaw?

Czy wspominałem, że Cię potrzebuję? to emocjonująca kontynuacja trylogii Dimily autorstwa Estelle Maskame. W moim przypadku książka zrobiła na mnie równie duże wrażenie jak i pierwsza część. Z gatunku literatury młodzieżowej to właśnie jak na razie ta seria, jako jedna z nielicznych, zagościła w moim sercu. Tak dobrą porcję literatury dla młodych trudno dzisiaj odnaleźć, zaznaczając, iż pierwszy tom trylogii był debiutem autorki.

Patrząc na okładki oryginalne i te polskiego wydania, myślę, że te nasze bardziej mi się podobają - bardziej przypada mi do gustu ta grafika. Lubię także okładki w takim stylu, więc jest to jak najbardziej plus.
"- Potrzebuję cię, bo jesteś jedną z nielicznych osób, którym ufam. Potrzebuję cię, bo znasz mnie taki, jakim byłem, a mimo to jesteś przy mnie. Potrzebuję cię, bo jestem w tobie zakochany, Eden, i nie mam pojęcia, co bym bez ciebie zrobił."
W tytułowej książce króluje nie tylko miłość czy rozterki sercowe ze strony głównej bohaterki, ale też lekka intryga, no i oczywiście - skoro są chwile szczęścia i radości - ból i cierpienie. Porównując zakończenia pierwszej i drugiej części, uważam, że to w Czy wspominałem, że Cię potrzebuję? jest o wiele bardziej emocjonujące. Zdradzę Wam tylko tyle: nie sposób przygotować się na taki obrót spraw, naprawdę. 

Pozostaje mi tylko bardzo gorąco polecić Wam tę książkę i życzyć spędzenia z nią przyjemnie czasu!

Za możliwość udziału w Book Tour dziękuję Literacki Świat Cyrysi oraz Wydawnictwu Feeria Young!
http://cyrysia.blogspot.com/2016/02/book-tour-zapisy-czy-wspominaam-ze-cie.html
UDOSTĘPNIJ TEN POST

12 marca 2016

1000x połącz kropki. Zwierzęta - Thomas Pavitte

Instagram
"W dobie dziecięcych rozrywek przeznaczonych dla dorosłych, z dumą prezentujemy 1000x połącz kropki. Zwierzęta. Thomas Pavitte stworzył wyjątkowy zbiór łamigłówek składających się z 1000 kropek, których łączenie zajmuje przyjemnie dużo czasu. Jego wyjątkowy styl w powiązaniu z urokiem zwierząt sprawia, że to stworzone rysunki oprócz funkcji czystko rozrywkowej mogą też pełnić rolę dekoracyjną." /z okładki

Ostatnio spotykam się z dużą ilością antystresowych kolorowanek dla dorosłych, jednak nimi nie jestem aż tak bardzo zainteresowana. Alternatywą dla wspomnianych pozycji okazała się jedna z dwóch propozycji Wydawnictwa Insignis - po prostu łączenie kropek (tyle że jest ich aż 1000!), a po skończeniu każdego rysunku zaobserwować można niesamowity efekt.

W książce znaleźć można takie zwierzęta jak: delfin, koala, koń, kot, krokodyl, króliki, leniwiec, lis, panda, papuga, paw, pies, słoń, szympans, świnia, tygrys, wąż, żaba, żółw i żyrafa. Tym, co spodobało mi się najbardziej, jest to, że strony, na których łączy się kropki, są grube i używany przeze mnie długopis żelowy nie przebija się na drugą stronę (co akurat nie ma większego znaczenia).

Moim zdaniem spędzanie czasu na łączeniu tych kropek odstresowuje oraz daje zadowalające efekty w postaci artystycznych rysunków zwierząt. Autor, nowozelandzki grafik, spisał się naprawdę świetnie. Polecam!

1000x połącz kropki. Zwierzęta Thomas Pavitte, Wydawnictwo Insignis 2016

9/10 [rewelacja]

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Insignis!
UDOSTĘPNIJ TEN POST

17 lutego 2016

Graficzna podróż - Ed Sheeran, Phillip Butah

"Graficzna podróż to ekskluzywna, w pełni autoryzowana i stworzona we współpracy z samym Edem Sheeranem opowieść o drodze, jaką przebył muzyk stając się międzynarodową gwiazdą. Książkę wypełniają wspomnienia Eda, ilustracje stworzone przez jego przyjaciela z dzieciństwa Phillipa Butaha (artystę odpowiedzialnego za graficzną oprawę singli i płyt Eda) oraz wyjątkowe fotografie.

Na kartach Graficznej podróży Ed wspomina swoje pierwsze muzyczne doświadczenia, zdradza źródła inspiracji oraz szczegóły dotyczące swoich nagrań i koncertów – aż do wydania drugiego albumu „X”. Dzięki książce odkryjemy, co napędza Eda na ścieżce artystycznej wędrówki i jak radzi sobie z oszałamiającym sukcesem. Dowiemy się również, czego jego zdaniem potrzebuje każdy młody muzyk, by zaistnieć w branży.

Wspomnienia Eda, jedyne w swoim rodzaju portrety Phillipa Butaha i świetne zdjęcia – wszystko to sprawia, że Graficzna podróż to wyjątkowa książka poświęcona wyjątkowemu artyście." lubimyczytac.pl
"Nauczyłem się ufać własnemu instynktowi i zrozumiałem, że wcale nie muszę postępować tak, jak radzą mi inni. Zawsze warto wysłuchać, co mają do powiedzenia, ale nie ma sensu brać tego za prawdę objawioną."
Biografie wraz z autobiografiami nie są typowymi książkami, które czytam, jednakże bardzo lubię po nie sięgać - jest coś niesamowitego w tym, że możemy poznać jakąś cząstkę kogoś, kogo tak naprawdę nie znamy prywatnie. Nie ma też wrażenia, że włazimy komuś do życia z brudnymi buciorami, ponieważ dowiadujemy się tylko tego, co autor postanowił upublicznić.

Autobiografia tego niezwykłego muzyka jest pierwszorzędna, ponieważ nie podaje ona na tacy suchych faktów, tylko sam Ed opisuje swoje przeżycia, wzloty i upadki w swojej muzycznej podróży. Nie rozpisuje się on o czymś mało istotnym - skupia się na tym, co pomogło go wynieść ku górze, ale także na tym, co ściągało go w dół. 

W całej książce pomiędzy tymi zwierzeniami, opisami i zdjęciami znajduje się mądry facet, które w swoim życiu trochę przeszedł. Na swoim przypadku udowadnia, że nie trzeba mieć wyższego wykształcenia, by cokolwiek osiągnąć, jednak nie twierdzi, iż jest łatwo.
"[...] jeśli macie szesnaście lat i oznajmicie: "Chętnie zajmę się parzeniem herbaty", to w zupełności wystarczy. Po prostu idźcie tam i bądźcie gościem od robienia herbaty."
Warto wspomnieć o wydaniu, które jest świetne (ta zielona kolorystyka jak najbardziej pasuje mi do Sheeran'a) i dodatkowo wzbogacone o wspaniałe prace Phillipa przedstawiające najczęściej Ed'a w różnych okresach jego życia. Okładka jest twarda, przez co można być spokojnym o los książki, kiedy przykładowo wędruje ona po znajomych.

Fanom muzyka i osobom, które chciałyby poznać jego drogę ku karierze, bardzo gorąco polecam tę pozycję - nie zawiedziecie się, uwierzcie mi!


Pamiętajcie, że jeszcze dzisiaj (17.02) możecie zakupić tę autobiografię za 19,99zł właśnie tutaj!

Graficzna podróż Ed Sheeran, Phillip Butah, Wydawnictwo Insignis 2015, str. 210
tłumaczenie: Michał Strąkow

9/10 [rewelacja]

Za egzemplarz dziękuję AIM Media!

UDOSTĘPNIJ TEN POST

20 stycznia 2016

Ember in the ashes. Imperium ognia - Sabaa Tahir

"Zapierająca dech w piersi historia o honorze, miłości, poświęceniu i walce o wolność, która podbiła serca młodych czytelników na całym świecie. Laia należy do kasty Uczonych – w bezwzględnym Imperium tacy jak ona są zepchnięci na margines, stale inwigilowani i prześladowani. Aby ocalić brata oskarżonego o zdradę, dziewczyna wstępuje w szeregi buntowników i wyrusza ze śmiertelnie niebezpieczną misją do gniazda zła: zostaje niewolnicą w Akademii szkolącej najwierniejszych, najbardziej bezwzględnych żołnierzy Imperium. Jednym z nich jest Elias. Choć należy do wyróżniających się studentów, w jego sercu narastają wątpliwości, czy rola okrutnego egzekutora jest rzeczywiście tą, jaką chce odgrywać przez całe dorosłe życie. Przypadkowe spotkanie dwojga młodych ludzi nie tylko całkowicie odmieni ich losy, lecz także wstrząśnie posadami świata, w którym oboje żyją." lubimyczytac.pl

Czymże jest Imperium ognia

 Powieść ta z pewnością nie jest zwykłą młodzieżówką, nad którą trzeba przez kilka chwil się pozachwycać, by później zepchnąć ją w odmęty swej świadomości. To coś więcej. Obserwując rozwijającą się akcję, mamy możliwość zakradnięcia się w świat, w którym rządzą się prawa imperium kierowanego przez kolejnego już potomka Taiusa I. To tutaj życie graniczy ze śmiercią, ból przypomina o dalszym istnieniu, a wojna nadchodzi coraz prężniej. Mimo iż jest to debiut nieznanej dotąd pani Tahir, książka została okrzyknięta najlepszą młodzieżówką 2015 r. według Amazonu. Jeśli mowa o prawach do ekranizacji - zostały już wykupione przez Paramount. Pozwólcie jednak, bym rzekła jeszcze słówko lub dwa o tejże historii.
"Są dwa rodzaje przewinień [...] Te, które ciągną cię na dno i czynią bezużytecznym, oraz te, które pobudzają do działania. Niech twoje winy dadzą ci energię. Niech przypomną ci, kim chcesz być. Wyznacz sobie granice. I nigdy więcej ich nie przekraczaj. Masz duszę. Jest poraniona, ale jest. Nie pozwól jej sobie odebrać, Eliasie."

Trójkąty, trójkąciki

Zastanawiacie się pewnie, czy pomiędzy odgłosami walk, szczękania broni i próbach pozostania przy życiu, znalazło się miejsce na takie uczucie jak miłość. Delikatnie wyperswaduję Wam marzenia o trójkątach miłosnych i innych podobnych, ponieważ tutaj takich nie znajdziecie. Owszem, uczucie jest, rudowłosy Keenan wraz z walecznym Eliasem są, jednak to nie jest to samo, co odnaleźć można w większości książkach młodzieżowych. W Imperium ognia miłość musi niestety ustąpić pierwszeństwa innym rzeczom, jak na przykład walce o przeżycie Lai jako niewolnicy Komendantki.

Ghule, ifryty, augurowie...

Ciekawym aspektem tej historii są różne magiczne istoty, które powoli, nienachalnie wplatają się wraz z magią do realiów nie tylko Akademii Czarnego Klifu, ale do wszystkich mieszkańców imperium. To, co kiedyś było tylko baśniami i legendami opowiadanymi przez plemiennych Kehanni, znów powróciło i, jak się okazuje później, nie bez powodu. Wszystko, co wydarzyło się w dawnych czasach, odbija się teraz na kolejnych pokoleniach, które o niektórych rzeczach nawet nie mają pojęcia. Jednak kiedy legendy ożywają, nic już nie jest takie samo.

Co z postaciami?

Główna bohaterka, Laia, na końcu książki jest całkiem innym człowiekiem niż ten, którym była na początku. Tchórzliwa siedemnastolatka zamieniła się w odważną i dojrzałą osobę. W pewnym momencie, ku mojej uciesze, zdała sobie sprawę, że to o nią każdy musiał się troszczyć i ją chronić. Zebrała się w sobie i w końcu to ona postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i spieszyć na ratunek innym. Musiała w końcu nie tyle odwdzięczyć się im, lecz ochronić tych, na których jej zależało. Elias od samych początków historii chciał poczuć się wolnym, nie musieć podlegać takiej władzy, nie być Maską. Nienawidził tego. Dzięki Kainowi i pozostałym augurom zrozumiał jednak w pewnym momencie, że los dał mu wolność - nie tak dosłowną, jak sobie tego życzył, lecz to jest to, czego pragnął podświadomie. Nie chcę tu dużo krakać o tym, co wydarzyło się w powieści, ale musicie mi zaufać, że wykreowanie tak dobrych i ludzkich przede wszystkim postaci (głównych oczywiście) to świetna robota. Rozdziały podzielone zostały na perspektywy; jeden rozdział z punktu widzenia Lai, drugi Eliasa i tak w kółko. Wielu osobom może przeszkadzać taki zabieg, jednak według mnie można dowiedzieć się, co działo się w tym samym czasie u obydwojga bohaterów. Dzięki temu niemożliwe jest oderwanie się od historii po zakończeniu któregokolwiek rozdziału, ponieważ akcja urywana jest w przeróżnych momentach. Czy jest to dobre, czy złe zależy od każdego indywidualnie, ale niewątpliwe jest to, iż książka bardzo wciąga.
"Póki trwa życie, jest nadzieja."

A na koniec...

Imperium ognia to z całą pewnością nie jest kolejna historia, która wypłynie i przepadnie. Dla mnie jest to cudowna, niedająca ani krzty wytchnienia książka, którą z pewnością zapamiętam przez długi czas. I chociaż nie mam po niej kaca książkowego, wielokrotnie otwierałam buzię ze zdziwienia podczas czytania. Wiele rzeczy zaskakuje, kilka można przewidzieć, jednak jest to jak najbardziej udany debiut pani Tahir. Na kontynuację pewnie trochę trzeba będzie poczekać, ale trudno. Lepiej poczekać dłużej niż zawieść się na drugiej części - a pierwsza postawiła poprzeczkę naprawdę wysoko!
Polecam!



Imperium ognia (Ember in the ashes #1) Sabaa Tahir, Wydawnictwo Akurat 2015, str. 510

9/10 [rewelacja]
UDOSTĘPNIJ TEN POST

12 października 2015

Srebrzyste wizje - Anne Bishop


 "Inni uwolnili więzione przez ludzi cassandra sangue, nie zdając sobie sprawy z tego, jak poważne konsekwencje będzie to miało dla wieszczek. Tym delikatnym istotom grozi teraz podwójne niebezpieczeństwo – ze strony ludzi, którzy dla swoich niecnych celów chcą kontrolować ich przepowiednie, ale też ze strony ich samych. W tej sytuacji Simon Wilcza Straż, zmiennokształtny przywódca Innych, zmuszony jest prosić o pomoc Meg Corbyn, wystawiając ją na wielkie ryzyko.
  Meg nadal walczy z uzależnieniem od euforii, która pojawia się przy wygłaszaniu przepowiedni. Wie, że za każdym razem, gdy sięga po brzytwę, igra ze śmiercią, jednak jej wizje są dla Simona jedyną szansą na rozwiązanie konfliktu. Wrogowie Innych za Atlantikiem rosną w siłę, a działania fanatycznego ruchu w Thaisii zaczynają zagrażać Dziedzińcowi." lc.pl 

Trzecim tomem niezwykłej serii Inni Anne Bishop jest książka Srebrzyste wizje. Ujawnia ona dalsze losy wieszczki krwi Meg Corbyn zamieszkującej Dziedziniec w Lakeside wraz z terra indigena. Przekonać można się także, że Simon Wilcza Straż kolejny raz będzie musiał stawić czoła problemom i to nie byle jakim - chodzi o sprawy, które mogą zachwiać równowagę pomiędzy ludźmi a Innymi. Tom pierwszy, Pisane szkarłatem oraz drugi - Morderstwo wron to pozycje o wysoko postawionej poprzeczce, którą łatwo nie będzie przekroczyć.

"Czasami gdzieś daleko szaleje burza, a nam się wydaje, że nic nam nie grozi. Dopiero kiedy na naszym terytorium pojawia się woda i niszczy wszystko, pojmujemy, że to było fałszywe poczucie bezpieczeństwa."

Sytuacja przedstawiona w tejże kontynuacji jest napięta - z jednej strony Meg na swojej skórze może wykonać tylko tysiąc precyzyjnych cięć, ale z drugiej jednak każda przepowiednia może powstrzymać tragedie, konflikty i kolejne zgony. Wątek polityczny stopniowo pojawiał się na kartach tej historii, aż nagle praktycznie zdominował akcję, która się toczy. Ruch Ludzie Przede i Nade Wszystko to toksyczne, niebezpieczne i nienawistne powstanie przeciwko tubylcom ziemi. Ich ideą było zdominowanie Innych, wyplenienie ich i zajęcie ich terytorium - jakby sami nie byli dla terra indigena nic nieznaczącymi kawałkami mięsa.

O ile w poprzednich dwóch częściach relacja głównych bohaterów - Meg i Simona przeradzała się w przyjaźń, tak tutaj nadal nią jest, jednakże delikatnie wykracza już ponad nią. Oni sami tego nie zauważają, ponieważ nie mają doświadczenia - terra indigena nie lubią ludzkich uczuć, a cassandra sangue życie zna ze zdjęć z Kompleksu. Oboje uczą się dopiero różnych zachowań, ale sęk w tym, że Simon Wilcza Straż nie powinien za bardzo wchodzić w rolę człowieka, bo pewnego razu nie poczuje się już Wilkiem. 
"Meg była niczym iskra, która rozpaliła ogień pomiędzy ludźmi i terra indigena - równie jasny, jak ten, który podsycał ruch LPiNW, ale zupełnie inny w swojej wymowie."
Społeczność, która stworzona została na Dziedzińcu w Lakeside powinna być przykładem dla pozostałych osad Innych położonych blisko ludzkich miast. Przewyższa nawet Intuitów, którzy chociaż żyją w zgodzie z terra indigena, to nie osiągnęli tak dużo jak mieszkańcy wyżej wymienionego Dziedzińca. Taki zabieg Bishop pokazuje, że przywódca, jakim jest Simon Wilcza Straż, powinien być wzorem dla pozostałych - nowoczesny, ryzykowny, ale i skuteczny. 

Język, jakim posługuje się autorka, daje swobodę, a także wygodę czytania. Nie zaskoczę Was - świat przez nią stworzony wciąga i zapiera dech w piersiach tak samo jak wcześniej, więc na tej linii się nie zawiodłam. Kolejny raz spodobała mi się okładka - polskie wydanie tej serii jest o wiele lepsze od oryginału. 

Srebrzyste wizje pochłonęłam i nie wiem, jak długo wytrzymam do premiery kolejnej części. W oryginale przewidywana jest na ósmego marca przyszłego roku - pytanie tylko czy dam radę przetrwać? :D W każdym razie spróbuję, a Wam powyżej zrecenzowaną pozycję gorąco polecam!

Srebrzyste wizje (Inni #3) Anne Bishop, Wydawnictwo Initium 2015, str. 512

9/10 [rewelacja]

Za możliwość poznania dalszych losów Meg i Simona dziękuję agencji AIM Media!
UDOSTĘPNIJ TEN POST
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.