Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Initium. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Initium. Pokaż wszystkie posty

26 września 2019

Jezioro Ciszy – Anne Bishop

@oxuria
W ramach ugody rozwodowej Vicki DeVine przejmuje stary ośrodek nad Jeziorem Ciszy w miasteczku, które nie jest kontrolowane przez ludzi. Miejsca takie jak Sprężynowo nie są oddzielone od terenów Innych − dominujących drapieżników, które rządzą większością lądu i wszystkimi akwenami na świecie. A kiedy nie ma granic, nigdy nie wiadomo, co cię obserwuje…

Vicki ma nadzieję na rozpoczęcie nowego życia, jednak gdy Aggie Wrona – jej zmiennokształtna lokatorka – znajduje martwego człowieka, zaczynają się problemy. Śledczy chcą zrzucić na Vicki winę za śmierć mężczyzny, chociaż dowody jednoznacznie wskazują na to, że zabiła go siła inna niż ludzka. Czy Vicki i jej przyjaciele znajdą odpowiedzi na nawarstwiające się pytania? Jedno jest pewne − aby przeżyć, będą musieli poświęcić wszystko, co mają.

Na terytorium kontrolowanym przez Innych – wampiry, zmiennokształtnych i jeszcze bardziej śmiercionośne istoty paranormalne – ludzkie prawa nie obowiązują. I ludzie nigdy, przenigdy nie powinni o tym zapominać…//lubimyczytac.pl

Kiedy cztery lata temu zaczynałam moją przygodę z serią „Inni” Anne Bishop, byłam więcej niż zadowolona z lektury. I, mimo że okładki niektórych tomów pozostawiają wiele do życzenia, to trzeba przyznać, że wydania są w porządku, chociaż to tekst jest tutaj najważniejszy. „Pisane szkarłatem”, „Morderstwo wron”, „Srebrzyste wizje”, „Naznaczona” i „Zapisane w kartach” – oto tomy, które wpisują się w oryginalną wspomnianą serię. „Jezioro Ciszy” wciąż rozgrywa się w świecie, w którym żyją Inni obok ludzi – z tym, że historia opowiedziana jest bardziej z perspektywy tych drugich. Wiele tu prób zrozumienia, ale i błędów z ludzkiej strony – wydaje się, że Bishop wciąż skupia się na tym, by ukazać naturę niektórych z nas, co w sumie nie jest takim złym pomysłem, ponieważ po takiej lekturze będzie można zastanowić się, czy czasem sami takich cech nie posiadamy.
„[...], ludzie chętnie wierzą, że mogą powtórzyć działania tych, którzy zrobili coś przed nimi, i nie ponieść takich samych konsekwencji”. str. 195
Na pierwszym planie zdecydowanie występują ludzcy bohaterowie (i nie mam na myśli cechy charakteru tylko najzwyklejszych homo sapiens z krwi i kości) – w dodatku nowi, których wcześniej nie można było spotkać w historii Meg i Simona, co odróżnia tę książkę od poprzednich i daje dużą możliwość, jaką jest sięgnięcie po „Jezioro Ciszy” bez znajomości poprzednich pięciu tomów. Nie zabrakło jednak i Innych, którzy wkład w losy Vicki DeVine mieli dość spory. Miałam mały problem podczas czytania – zabrakło mi w tej powieści takiej postaci (właśnie ze wspomnianej wcześniej grupy), która byłaby tak charakterystyczna i wyróżniająca się, że mogłaby zaskarbić moją sympatię. Jedynym kandydatem na to miejsce mógłby być Ilya Sanguinati, ale było go zdecydowanie za mało w tej historii, bym mogła go za takiego uznać. Ogólnie miałam delikatny problem z postaciami ludzkimi – byli tacy... no nie wiem, jak ich nawet określić, ale nie polubiliśmy się za bardzo. Plusem za to była kreacja Vicki – wcale nie była piękna, młoda, zgrabna i powabna. Jej kompleksy wielokrotnie dały się we znaki (dosłownie: wielokrotnie) i dzięki temu Bishop miała możliwość stworzenia takiej kolejnej małej babskiej społeczności (jak w poprzedniej historii) i pokazania, że w takiej grupie tkwi siła. Wzajemna troska i brak uprzedzeń mogą zdziałać cuda, o czym możecie dowiedzieć się właśnie z „Jeziora Ciszy”.

Dobrze było wrócić chociaż na chwilę do pamiętnego świata Innych, ale nie jestem pewna, czy tak chętnie będę kontynuowała przygodę z nową historią. Nie zżyłam się za bardzo z bohaterami (pomimo dobrej fabuły!), po paru dniach nie pamiętam nawet już za wielu faktów. Do tego raz występuje narracja pierwszoosobowa (z perspektywy Vicki), a z punktu widzenia Grimshawa zmienia się już na trzecioosobową – mnie to irytowało i wprowadzało lekki dyskomfort podczas czytania. Myślę, że jakbym zaczynała od opowieści o losach Vicki i później z ciekawości poznała historię Meg i Simona, sprawiłoby mi to o wiele więcej radości! Także macie wybór – możecie najpierw poznać cały świat z perspektywy Innych lub z ludzkiej strony. W każdym razie, będzie warto.

„Jezioro Ciszy” („Inni” #6, „Świat Innych” #1) Anne Bishop (tłum. Emilia Skowrońska), Wydawnictwo Initium 2019, str. 480
Post powstał we współpracy z wydawnictwem.
UDOSTĘPNIJ TEN POST

18 września 2019

⚓ Szczęście dla zuchwałych – Petra Hülsmann ⚓ [premierowo]

@oxuria
Szczęście nie rośnie na drzewach – czasem trzeba o nie zawalczyć. Zabawna i wzruszająca opowieść o kobiecie, która odważyła się być szczęśliwa.

Stoisz po szyję w wodzie? Głowa do góry! Imprezy, wolność, beztroska − dla Marie nie ma nic ważniejszego. Wszystko zmienia się, kiedy jej siostra Christine zapada na ciężką chorobę i prosi, by na czas terapii zaopiekować się jej dziećmi. Jakby tego było mało, Marie ma przejąć jej posadę w rodzinnej stoczni jachtowej. Zupełnie nie ma ochoty na nowe wyzwanie, a tym bardziej na nowego szefa, sztywnego nudziarza o imieniu Daniel. Podczas gdy jedna katastrofa goni drugą, a życie staje się chaosem, Marie powoli zaczyna pojmować, że są na świecie rzeczy, o które warto walczyć. I że pewne sytuacje – na przykład nowa miłość − dopadają człowieka wtedy, gdy się tego najmniej spodziewa.//lubimyczytac.pl

„Szczęście dla zuchwałych” to pierwsza książka Petry Hülsmann na polskim rynku wydawniczym. Mam wielką nadzieję, iż nie będzie to również i ostatnia, ponieważ powieści takie jak te czyta mi się chyba najprzyjemniej. Dlaczego? Pomimo bardzo trudnego i łzawego tematu choroby autorka była w stanie rozśmieszyć mnie (również do łez!) na tysiąc sposobów. Jak widzicie, popłakać można w tym wypadku przez większość historii, bo są do tego warunki, ale jeśli jesteście twardzi, to Was może to ominie.
„Oczywiście nic się nie stanie, jeśli czegoś się nie osiągnie. Ale nie powinno się z góry mówić: I tak nie dam rady, więc nie będę nawet próbować”. str. 195
Pozornie beztroska Marie – główna bohaterka – przypadła mi chyba do gustu najbardziej z całego tego szalonego grona postaci. Nie tylko dlatego, że to ona grała pierwsze skrzypce w tej historii, ale również ze względu na to, jaką osobą była i jak potrafiła poradzić sobie w ciężkich sytuacjach. Nie powinnam chwalić jej tak całkowicie, bo jednak nie ze wszystkich kłopotów wychodziła obronną ręką, aczkolwiek nie spodziewałam się czegoś innego. Ta kobieta dzięki swojemu zachowaniu nie była ideałem, co właśnie jeszcze bardziej mnie do niej przekonało. Do tego warto dorzucić coś, co kryje się w jej wspomnieniach i historia nabiera i tempa, i większego sensu. Pamiętajcie – to, co z zewnątrz wygląda głupio lub beztrosko, nie zawsze jest takie naprawdę. To może być zwykła gra pozorów, która ma na celu odwrócenie uwagi od tego, czego nie chce się pokazywać ludziom, od swoich prawdziwych myśli.

Wielkim plusem tej historii jest humor. Dawno nie śmiałam się i nie bawiłam się tak dobrze przy książce, dla której zarwałam noc. Do tego wątek dotyczący marynarstwa dodał pewnej świeżości tej historii – nawet nie czułam się przytłoczona paroma nazwami, które widziałam pierwszy raz w życiu. Zdecydowanie nie musicie być wielbicielami tej tematyki, by sięgnąć po tę książkę, ponieważ i tak zdołacie się połapać, o co dokładnie chodzi w tej kwestii.

„Szczęście dla zuchwałych” to nie tylko historia miłosna z marynarskim tłem – to przede wszystkim opowieść o poszukiwaniu własnego ja i sensu w swoim życiu oraz o relacjach rodzinnych w czasie kryzysów emocjonalnych, a to wszystko ujęte w bardzo emocjonalny i humorystyczny sposób. Jeśli właśnie takiej książki szukacie – polecam!

„Szczęście dla zuchwałych” Petra Hülsmann (tłum. Agnieszka Hofmann), wydawnictwo Initium 2019, str. 512
Post powstał we współpracy z wydawnictwem.

premiera: 18.09!
UDOSTĘPNIJ TEN POST

27 czerwca 2019

Księżyc jest pierwszym umarłym – Karina Bonowicz

@oxuria
Według legendy, wiele stuleci temu czwórka przyjaciół została wygnana z rodzinnej wioski, gdyż ludzie lękali się ich czarów. Rozeszli się w cztery strony świata, ale zadziwiającym zbiegiem okoliczności i tak wszyscy dotarli w to samo miejsce – do czarciego kamienia. Tam wywołali diabła i dobili z nim targu... Ich potomkowie przez wieki odczuwali skutki tego paktu i bezskutecznie próbowali się z niego wywikłać. Czy przedstawicielom kolejnego pokolenia uda się wreszcie wrócić do normalności? Jakie przeszkody będą musieli wcześniej pokonać? Z jakimi przeciwnikami się zmierzyć? Jakich sojuszników pozyskać? Małe miasteczko na odludziu stanie się sceną niezwykłych wydarzeń. 

Po niespodziewanej śmierci rodziców siedemnastoletnia Alicja trafia pod opiekę ciotki, która mieszka w posępnym miasteczku na Podkarpaciu o mrocznej nazwie Czarcisław. Niezbyt zachwycona wyjazdem z Warszawy, dziewczyna nie czuje się dobrze w nowym miejscu, najwyraźniej pełnym dziwaków i kryjącym jakieś ponure sekrety. Zagubiona nastolatka krok po kroku odkrywa, że nikt tu nie jest tym, za kogo się podaje. Sama też musi zmierzyć się z brzemieniem swojej prawdziwej natury i wykonać niebezpieczne zadanie. //lubimyczytac.pl

Książka Kariny Bonowicz obudziła we mnie na nowo wielbicielkę fantastycznych klimatów – a zrobiła to z przytupem! Pierwszy tom serii „Gdzie diabeł mówi dobranoc” wielokrotnie wywołuje uśmiech na twarzy Czytelnika, a jest to dopiero jedno wielkie wprowadzenie do historii rozgrywającej się w Czarcisławiu. 

Nie wiem nawet, od czego mogłabym zacząć – jest tu tak wiele elementów, które zasługują na uwagę. Najważniejszą kwestią jest jednak tematyka, do której autorka nawiązuje w przedstawionej historii. Połączenie mitologii słowiańskiej ze współczesnością jest zdecydowanie dobrą decyzją – zderzenie tych wierzeń z dzisiejszym światem i ludzką mentalnością daje niejaki obraz tego, jak mogłaby wyglądać rzeczywistość, gdyby naprawdę można było spotkać na swojej drodze guślarzy czy inne istoty powiązane z dawnym kultem. Do tego na kartach tej powieści znajduje się mnóstwo odniesień do dobrze znanej obecnie popkultury – m.in. do „Zmierzchu” Stephenie Meyer, a nawet do  życia sióstr Kardashian! 

Akcja nie kręci się wciąż koło głównej bohaterki, Alicji, ale skupia się również i na jej ciotce – Tatianie, na której spoczywa przywilej doglądania dziewczyny i poprawienia jej stanu wiedzy na ważne tematy, z którymi ma styczność po raz pierwszy w życiu. Gdyby tego było mało, do grona osób wtajemniczonych należy jeszcze parę innych osób, a każde z nich ma swoje charakterystyczne cechy, co jest ważne, ponieważ nie wydają się Czytelnikowi jedną zlepioną masą paradującą gdzieś w tle opowieści. Pomijając jednak wszystkich innych bohaterów, mam trochę do powiedzenia na temat tej, która w ogóle nie życzyła sobie trafić do Czarcisławia i jest całkowicie zielona w kwestii swojego pochodzenia i magicznego „spadku”, jakiego jest posiadaczką. Alicja – typowa siedemnastolatka mieszkająca w wielkim mieście o nazwie Warszawa (do czasu!) nagle musi zmienić miejsce swojego zamieszkania. Jak to przedstawicielka młodzieży – nie jest jej to w smak. I wcale się nie dziwię, ponieważ bunt w takim przypadku to całkowicie normalna reakcja z jej strony! Dodatkowo, ludzie zaczynają wmawiać jej dziwne rzeczy – na jej miejscu sama bym się stamtąd jak najszybciej zwijała. Jej upór i brak możliwości przyswajania w szybki sposób wszystkich potrzebnych informacji był czasami denerwujący, naprawdę. Nie jest to jednak nic, czego nie spotyka się na co dzień, dlatego dodaje to postaci pewnej dozy realności w tym fantastycznym otoczeniu, trzyma ją to mocno przy ziemi. 

Muszę przyznać, że Karina Bonowicz skonstruowała historię, która zdecydowanie porwie Czytelnika. Te prawie sześćset stron przeminie w mgnieniu oka, pozostawiając po sobie niedosyt. Dużo tu dialogów – napisanych prostym, niewymagającym językiem, ale jeśli jesteście wyczuleni na młodzieżowy bunt, podejdźcie do lektury z dystansem!

„Księżyc jest pierwszym umarłym” („Gdzie diabeł mówi dobranoc” #1) Karina Bonowicz, Wydawnictwo Initium 2019, str. 592
UDOSTĘPNIJ TEN POST

20 stycznia 2019

Wiara, miłość, śmierć – Peter Gallert, Jörg Reiter

Czy w świecie pełnym przestępstw można jeszcze w cokolwiek wierzyć?

Duisburg. Na moście nad Renem stoi policjant gotowy do skoku. Duchowny Martin Bauer, chcąc go powstrzymać, wspina się na barierkę i sam rzuca się w toń. Zaskoczony funkcjonariusz skacze mu na pomoc. Wspólnie dopływają do brzegu. Bauer zaryzykował i wygrał. Jednak kilka godzin później policjant ginie po upadku z dachu garażu. Wszystko wskazuje na samobójstwo − przeciwko mężczyźnie toczyło się dochodzenie w sprawie nadużyć finansowych. Bauer nie wie już, w co ma wierzyć, a rodzina zmarłego tylko pogłębia jego wątpliwości. Szukając prawdy, stawia wszystko na jedną kartę…//lubimyczytac.pl

Niemiecki duet w postaci Petera Gallerta oraz Jörga Reitera postanowił zestawić świat przepełniony zbrodnią, krwią z wiarą, idealizmem. Słysząc o duecie śledczych złożonym z duchownego  (ewangelickiego) i pani funkcjonariusz, nasuwać mogą się skojarzenia z takimi programami jak nasz dobry polski „Ojciec Mateusz” (który oryginalnością nie grzeszy – oparty jest na włoskim pierwowzorze). Dla wielbicieli ciekawskiego i zmotywowanego księdza nie trzeba dodawać nic więcej oprócz tego, iż „Wiara, miłość, śmierć” będzie bez wątpienia satysfakcjonującą lekturą. Może zastąpić jeden odcinek powyższego serialu (ale za to jaki byłby on rozbudowany!).

Książka intryguje od samego początku – Czytelnik od razu zostaje wciągnięty w wir wydarzeń, chociaż później tempo odrobinę zwalnia, by w odpowiednim momencie znów powrócić do odpowiedniej prędkości. Historia nie jest jednak jedną z tych, których nie da się do końca przewidzieć, co może przeszkadzać, ale raczej w niedużym stopniu. Niewątpliwym plusem jest kreacja jednego z głównych bohaterów – duchownego Martina Bauera, błyskotliwego, ale i poszukującego wciąż prawdy, dobra i sprawiedliwości, można by rzec, że jest idealistą (znajdował cytaty z „Biblii” na dosłownie każdą sytuację!). Mimo całej jego postaci wiadomo, że takim dobrym duszom zawsze wieje wiatr w oczy, więc i w tym przypadku trzeba spodziewać się zwrotów akcji, jakiejś bitki (nie każdy pokornie i cicho toleruje wściubianie nosa w nieswoje sprawy) czy rozlewu krwi. Jak wspomniałam, asystowała mu funkcjonariuszka Verena Dohr, której jednak było dla mnie za mało razem z jej rzekomą rezolutnością, ale prawdziwą już stanowczością. Zdaje mi się, iż jej postać została niedopracowana i tym samym zepchnięta gdzieś na bok – nawet wątek jej życia osobistego ograniczono do może dwóch sytuacji opisanych ogólnikowo, jakby z góry założono, że są one nieważne dla fabuły, albo wymyślono je pod wpływem chwili, by później całkiem o nich zapomnieć. 

Z emocjami towarzyszącymi czytaniu jest różnie – w jednej chwili wydaje się, że nastąpi jakiś przełom bądź kulminacyjny moment, po czym albo to coś szybko się kończy i pozostawia po sobie niedosyt, albo po chwili po prostu ginie pod warstwą kolejnych wydarzeń, które te emocje wygaszają i odczuwa się samą przyjemność z czytania, nic więcej. Nawet jeśli sam ten proces w większości odbył się bez fajerwerków, było to dobre. Książka nie sprawiała, bym chciała rzucać nią o ściany przez jej niedorzeczność lub brak logiki, dlatego uważam, że jest w stanie się wybronić i w moich oczach stać się pozycją, której lektury nie uważam za stratę czasu. Chociaż moim najlepszym kryminałem w życiu nie zostanie. 

„Wiara, miłość, śmierć” („Kroniki Martina Bauera” #1) Peter Gallert, Jörg Reiter, Wydawnictwo Initium 2019, str. 416
UDOSTĘPNIJ TEN POST

9 grudnia 2018

Świąteczne promocje Wydawnictwa Initium!

PROMOCJA KSIĄŻKI DRUKOWANE W BONITO – TRWA DO KOŃCA GRUDNIA! 

Aż -40% na całą ofertę Wydawnictwa INITIUM do końca grudnia :) Ceny od 8,99 zł.

Sprawdźcie pod linkiem:

PROMOCJA EBOOKI – TRWA DO 19 GRUDNIA

Wydawnictwo INITIUM przygotowało specjalną ofertę na ebooki – ceny już od 4,95 zł! 

Sprawdźcie pod linkiem:


Materiały nadesłane od wydawnictwa.
UDOSTĘPNIJ TEN POST

4 listopada 2018

Zdradzieckie serce – Mary E. Pearson [przedpremierowo]

Lia i Rafe, przetrzymywani w barbarzyńskim królestwie Vendy, mają niewielkie szanse na ucieczkę. Kaden, niedoszły zabójca Lii, z całych sił pragnie ją ocalić, dlatego mówi Komizarowi, że dziewczyna ma dar.

Przywódca zaczyna się interesować Lią bardziej, niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Nic jednak nie jest oczywiste: Rafe okłamał Lię, ale poświęcił własną wolność, by ją chronić; Kaden, który miał ją zabić, ocalił jej życie; mieszkańcy Vendy, których Lia zawsze uważała za barbarzyńców, zaskoczyli ją, gdy zaczęła wśród nich przebywać. Walcząc z tradycją, w której ją wychowano, z darem i własną tożsamością, księżniczka musi podjąć decyzje, które wpłyną nie tylko na jej kraj, lecz też na jej przeznaczenie. //lubimyczytac.pl

W zeszłoroczne wakacje miałam przyjemność poznać historię Lii – księżniczki Morrighan, którą ominął własny ustawiony ślub. Podczas lektury pierwszego tomu „Kronik Ocalałych” zatytułowanego „Fałszywy pocałunek” bawiłam się świetnie – towarzyszyła mi wartka akcja, ciekawe postaci oraz wątki, końcowa niespodzianka fabularna.

„Zdradzieckie serce” ma jednak już inny klimat. Akcja nie pędzi, większość dzieje się na jednym obszarze – powiedziałabym, że autorka bardziej skupiła się na historii, która może rozwijać się pomimo tego, iż główna bohaterka nie ma na nią wielkiego wpływu, ponieważ jest jeńcem. Część ta daje większą możliwość poznania tej drugiej strony panującego konfliktu. Dotychczas barbarzyńska Venda odkrywa swoje karty przed Czytelnikiem – zaskakuje, a przede wszystkim ukazuje swoje prawdziwe oblicze.
„Człowiek dzierżący wielką władzę chciał tylko jednego. Więcej władzy”
Bohaterowie stają przed wieloma wyborami, nawet jeśli wydaje się, że mają związane ręce. Na wierzch wychodzą kolejne intrygi, kłamstwa oraz niedopowiedzenia. Najbardziej spodobało mi się ukazanie relacji międzyludzkich, motywacji, która skłania do podejmowania licznych działań – nic w życiu nie jawi się czarno-białe, nikt nie jest tylko zły lub tylko dobry. Czasem kontrolę nad człowiekiem przejmuje nikczemność – nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć.

Dla mnie pozycja ta była bardzo dobra, ponieważ wciągnęłam się równie mocno jak w przypadku tomu pierwszego, nie mogłam odciągnąć się od książki, co w maturalnej klasie jest niezalecane, ponieważ pochłania wiele cennego czasu, ale co tam. Zaciekawiona, poznałam dalsze losy księżniczki Morrighan i teraz mogę Wam z czystym sercem polecić tę lekturę! Wielkich zwrotów akcji się nie doczekałam, ale spędziłam dobrze czas. Wypadło to trochę gorzej w stosunku do „Fałszywego pocałunku”, ale wielkiego spadku formy nie ma. Wciąż idzie ku nieznanemu.

„Zdradzieckie serce” („Kroniki Ocalałych” 2) Mary E. Pearson, Wydawnictwo Initium 2018, str. 528
UDOSTĘPNIJ TEN POST

6 sierpnia 2018

Zapisane w kartach – Anne Bishop

Po tym, jak ludzkie powstanie zostało brutalnie stłumione przez Starszych − prymitywną i śmiercionośną postacią Innych – miasta kontrolowane przez ludzi zostały rozrzucone po całym świecie. Ich mieszkańcy doskonale wiedzą, że powinni się bać ziemi niczyjej poza granicami ich osad i że zagraża im ciemność… 

Dziedziniec w Lakeside nie musi się odbudowywać z gruzów, tak jak niektóre społeczności, ale Simon Wilcza Straż i Meg Corbyn stają przed zadaniem utrzymania kruchego pokoju. Ich wysiłki spełzają jednak na niczym, gdy do miasta przybywa brat porucznika Montgomery’ego, szukający pola do łatwego zysku i szemranych interesów. 

Ludzie zaczynają się bronić przed przedstawicielem własnego gatunku, co zwraca uwagę Starszych, którzy są ciekawi, w jaki sposób jeden mało znaczący drapieżnik może mieć tak ogromny wpływ na całe stado. Meg, która zna wszystkie zagrożenia, wie, jak się zakończy ta historia – w swoich wizjach widzi grób…//lubimyczytac.pl

Seria autorstwa Anne Bishop zatytułowana „Inni” już od pierwszego tomu („Pisane szkarłatem”) wzbudzała we mnie emocje, intrygowała i nie pozwalała, abym się znudziła (chociaż w piątym tomie o tytule „Naznaczona” akcja rozkręcała się powoli, co utrudniało skupienie się na niej). Tym samym zakończenie serii, jakim jest „Zapisane w kartach”, nie zawodzi, a stara się utrzymać poziom i, jak widać po moim zachwycie, udaje się to.

Za historią Simona i Meg przemawia to, iż nawet długo po przeczytaniu i ukończeniu przygody z tymi bohaterami wciąż się o nich pamięta, ma się ochotę wrócić do świata przedstawionego. Myślę, że świadczy to bardziej niż opinia „na świeżo” napisana dzień po odłożeniu książki.

Jak wiadomo, z końcem serii przychodzi czas na rozwiązania i udzielenie odpowiedzi na niekończące się pytania, które co chwilę przychodziły do głowy w trakcie lektury każdego tomu. Autorka poradziła sobie z tym zadaniem – zakończenie nie wydawało się być naciągane, a wręcz przeciwnie, dawało uczucie spokoju i wprowadziło ostatecznie harmonię w życie bohaterów na tyle, na ile się dało i zdecydowanie można stwierdzić, iż nastał dla nich happy end, jednak jak w każdym przypadku trzeba pamiętać, że był to koniec książki, a nie ich życia, które po tych wydarzeniach mogło się jeszcze zmienić. Za to, co jeszcze sobie dopowiemy do ich historii, jesteśmy już odpowiedzialni sami.

Mimo tego, iż nie zawarłam w mojej opinii takich aspektów jak kreacja bohaterów czy głębsza analiza fabuły, chciałabym bardzo polecić Wam „Zapisane w kartach” wraz z poprzednimi tomami serii „Inni” autorstwa Anne Bishop. Jeśli lubicie połączenie fantasy z historią miłosną w tle (naprawdę w tle, uczucie na narzuca się, do tego brak tutaj słynnego trójkąta, który można spotkać w wielu młodzieżowych powieściach), będzie to idealny wybór dla Was!

„Zapisane w kartach” („Inni” #5) Anne Bishop, Wydawnictwo Initium 2017, str. 528
UDOSTĘPNIJ TEN POST

12 czerwca 2018

Mała baletnica – Wiktor Mrok

Instagram
Współczesna Rosja. Kulisy tzw. child porn industry i spraw związanych z nadużyciami w stosunku do dzieci. Głośny skandal obejmujący międzynarodowe powiązania biznesowe, wielką politykę, a także emerytowanych agentów KGB.

Akcja „Małej baletnicy” toczy się dwutorowo. Z jednej strony autor przedstawia pracę grupy śledczej, z drugiej – środowisko ludzi zamieszanych w pornograficzny biznes. Mrok w szczegółowy i ciekawy sposób opisuje mechanizmy, które doprowadziły do tego, że kilka osób, począwszy od 1997 roku, wyprodukowało na masową skalę dziecięcą pornografię z udziałem ponad półtora tysiąca dziewczynek w wieku od pięciu do szesnastu lat. Do 2004 roku, kiedy przerwano proceder, przestępcy wprowadzili do internetowej sprzedaży terabajty materiałów.

W ręce czytelnika trafia szczegółowy zapis śledztwa prowadzonego dzień po dniu przez specjalną ekipę moskiewskiej policji. Czytelnik pozna cały mechanizm rozkręcania tego biznesu, a także szczegóły jego zakończenia. Zakończenia, które pomimo trudnego i długiego procesu sądowego nikogo nie usatysfakcjonowało. Ta opowieść, która niestety nie jest fikcją, sprawi, że na wiele spraw już nigdy nie spojrzysz tak samo. //lubimyczytac.pl

O twórczości Wiktora Mroka (również istniejącego pod pseudonimem Jurij Jakow) słyszałam wcześniej przy okazji premiery „Czerwonego Parasola”, jednak samej książki nie czytałam. Miałam niewielkie wątpliwości, czy w wypadku nieznajomości tamtej powieści coś mi nie umknie podczas czytania tej nowszej. Okazało się, iż niepotrzebnie się zamartwiałam, ponieważ na spokojnie pozycje te można czytać oddzielnie, ponieważ śledztwo opisane w „Małej baletnicy” ma miejsce po wydarzeniach związanych z Czerwonym Parasolem. Ponadto, zapewne dla osadzenia akcji w odpowiednim czasie, autor wtrąca parę informacji dotyczących minionych zdarzeń i w pewien sposób łączy je z aktualnie prowadzonym dochodzeniem.

„Mała baletnica” skrywa w sobie sekrety, o jakich przeciętnemu człowiekowi się nie śni. Historia opiera się na faktach, ale w trakcie lektury wcale tego nie widać – ma się wrażenie, że coś takiego jest nieprawdopodobne, nie ma prawa się zdarzyć, chociaż wydaje mi się, iż przez dostęp do mediów i wiadomości o takich czy innych sytuacjach ludzie często stają się już znieczuleni na coraz częściej upowszechniane kontrowersyjne wydarzenia. Zatem do osób empatycznych, zwłaszcza wrażliwych, może nie docierać fakt o prawdopodobieństwu zachowań opisanych w książce – pedofilii na szeroką skalę, rozprzestrzenianiu i tym samym zarabianiu grubych milionów na niej, dziwnych fetyszach i znieczulicy samych zaangażowanych.

Według mnie, autor złagodził nieco podjęty przez siebie temat kreacją bohaterów będących w zespole moskiewskiej policji, w gronie których nie brakuje śmiechu, serdeczności, ale i też hierarchii, z której doskonale każdy zdaje sobie sprawę. Miło czytało się, obserwując relacje „szefowej” Alony, Sewary, Wadima, Saszy i Giennadija. Ukazanie trudów, z jakimi muszą spotykać się rosyjscy policjanci, tych psychicznych jak i fizycznych, aby sprawiedliwości stało się zadość, pozwala Czytelnikowi czerpać pewną przyjemność z procesu czytania – bo nie wszystko jest kolorowe, całkiem jak w życiu. Te relacje i trudności sprawiają, iż wspomniane postaci stają się nam bliższe, nie czujemy obojętności w stosunku do nich.

W „Małej baletnicy” ciężki temat przeplatany niezobowiązującymi dialogami daje dobre połączenie – przynajmniej w mojej opinii. Owszem, zdarzały się sytuacje, kiedy po prostu musiałam odłożyć choć na chwilę tekst, by ochłonąć i jakoś to przetrawić, ale wynikało to raczej z tego, że na co dzień nie czytam na temat takich zachowań i nie mieszczą mi się one w głowie – po chwili jednak mogłam wrócić do lektury. Polecam poszukującym choć odrobiny humoru w powieściach sensacyjnych!

„Mała baletnica” Wiktor Mrok, Wydawnictwo Initium 2018, str. 672
UDOSTĘPNIJ TEN POST

8 kwietnia 2018

Pierwszy Róg – Richard Schwartz [przedpremierowo]

Wszystko ma swój początek w zasypanej śniegiem gospodzie w górach dalekiej Północy. Stary wojownik Havald, zmęczony życiem i wieczną walką, tajemnicza czarodziejka Leandra, niebezpieczny przywódca bandy łupieżców i mroczna elfka o szczególnych upodobaniach seksualnych. Każde szuka czegoś innego. Każde podąża w inną stronę. Kim są naprawdę? Dokąd zmierzają?
Żadne z nich nie wie, że głęboko pod gospodą krzyżują się prastare linie mocy. Kiedy siarczysty mróz i burza śnieżna odcinają podróżnych od świata, wybucha panika: krwawy mord wskazuje na to, że w pobliżu czai się bestia. Czy Havald i Leandra mogą komuś zaufać? Trop prowadzi do legendarnego królestwa Askiru…
Intensywna, gęsta atmosfera, znakomite dialogi i fenomenalnie wykreowani bohaterowie to tylko przedsmak monumentalnego eposu o walce z przepotężnym Imperium Thalaku.//lubimyczytac.pl

Mity, legendy, magia, wojownicy i problemy – wszystko to osobno może niewiele znaczyć, jednak skłębione i zamknięte w jednym miejscu przez podejrzanie długą oraz ostrą burzę śnieżną nie wróżą dobrze. Najbardziej zagrożonymi stają się wtedy niewinni mieszkańcy feralnego zajazdu Pod Głowomłotem, którzy, jak się potem może okazać, jednak coś wspólnego z całą tą tajemniczą aurą mają. Początkowo autor przedstawia Czytelnikowi sytuację, w której znalazł się jeden z głównych bohaterów prowadzący narrację. Utknął, ale nie sam – w gospodzie schronili się również inni goście; z towarzystwa jednych był zadowolony, ze strony pozostałych wyczuwał nadchodzące burdy i problemy.

Richard Schwartz nadaje stworzonej przez siebie historii bieg, chociaż akcja nie postępuje tak szybko, jak mogłaby. Nie brak jej za to emocji i wątków, które pozostają nierozwiązane po pierwszym tomie cyklu „Tajemnica Askiru”. Przez większą część książki bohaterzy tkwią w praktycznie jednym miejscu, co nie hamuje jednak wyobraźni autora, wymyślającego co rusz to nowe pułapki i tajemnice dla swoich pionków w grze. Pomimo tego, iż początkowo Czytelnik zdobywa trochę wiadomości o bohaterach, z którymi ma do czynienia, i tak w trakcie lektury wychwycić można kolejne strzępki zaskakujących i zmieniających nasze spojrzenie na ich dotychczasowe zachowanie informacji.

Same postacie są różnorodne; na podstawie Leandry i Zokory można nawet stwierdzić, iż zostały stworzone na podstawie kontrastu – sera de Girancourt to wierna i uczciwa półelfka o jasnych włosach, podczas gdy Zokora nie wydaje się być taka praworządna z racji swojej mrocznej elfiej natury, do tego zewnętrznie również nie przypomina maestry, ponieważ ma ciemnobrązową skórę oraz kruczoczarne włosy. Ser Havald – jak każdy przebywający w zajeździe – ma w zanadrzu swoją własną historię, która pomaga w późniejszym zrozumieniu jego zachowania.

Wstępnie w „Pierwszym Rogu” panuje tajemnicza aura ze względu na nieświadomość (tego, co się dzieje), jaka otacza zarówno bohaterów jak i Czytelnika. Następnie nastrój ten ustępuje nieco innym – pojawiają się humor i zadziorność Zokory, mrocznej elfki, a nawet wątek romansowy i oczywiście fantastyczny. Jak można wywnioskować po opisie, autor zastosował w powieści pewien motyw dotyczący zamknięcia postaci z jakiegoś istotnego dla całej historii powodu. Z pewnością każdy już miał do czynienia z takim zabiegiem, jednak myślę, iż umieszczenie akurat tych bohaterów w takiej sytuacji było rozwiązaniem, które się sprawdziło, ponieważ Richard Schwartz poradził sobie świetnie z poprowadzeniem swojej opowieści.

9/10

„Pierwszy Róg” („Tajemnica Askiru” #1) Richard Schwartz, Wydawnictwo Initium 2018, str. 496

PREMIERA: 20.04!
UDOSTĘPNIJ TEN POST

7 września 2017

Ciotka Poldi i sycylijskie lwy – Mario Giordano [przedpremierowo]

Instagram
Bawarski wulkan w cieniu Etny.

Widok na morze. Słońce. Spokój.
Kiedy Poldi, tuż po swoich sześćdziesiątych urodzinach, przeprowadza się z Monachium na Sycylię, nie pragnie niczego więcej. Ale w swoich planach nie uwzględniła rodziny zmarłego eksmęża. Sycylijczycy z krwi i kości naturalnie chcą nauczyć Poldi zasad dolce vita. Koniec ze spokojem. A jakby tego było mało, pewnego dnia znika bez śladu Valentino, który pomagał Poldi w domu i ogrodzie. Czyżby dostał się w szpony mafii? Na drodze prywatnych poszukiwań Poldi spotyka atrakcyjnego commissario Montanę. Ten nie chce, by kobieta wtykała nos w śledztwo, ale kiedy bawarski wulkan wybuchnie, nic nie jest w stanie go zatrzymać…

W dniu swoich sześćdziesiątych urodzin moja ciotka Poldi wyprowadziła się na Sycylię, żeby w wytworny sposób zapić się na śmierć, spoglądając na morze. Tego w każdym razie wszyscy się obawialiśmy, ale ciotce ciągle coś stawało na przeszkodzie. Sycylia jest skomplikowana, tutaj nawet umrzeć nie da się ot tak, po prostu, zawsze coś wchodzi człowiekowi w paradę. A potem wydarzenia zaczęły następować po sobie lawinowo: ktoś zostaje zamordowany, nikt nic nie wie, nikt nic nie widział. Więc jasna sprawa, ciotka Poldi, uparta i bardzo bawarska, musiała wziąć sprawy w swoje ręce. I od tego zaczęły się problemy.

Sympatyczne, lekko skonsternowane spojrzenie na Sycylię, jej piękno, stereotypy oraz absurdy – i detektyw w spódnicy – nie sposób jej nie pokochać!//lubimyczytac.pl
„Tak to czasem bywa, coś nadchodzi niespodziewanie, nie wiadomo skąd, tak wymownie. I wszystko staje się jasne”
Ciotka Poldi – bawarski wulkan, który udał się na Sycylię w dniu swoich swoich sześćdziesiątych urodzin, by spokojnie dożyć końca swoich dni w tym pięknym miejscu... Tak, mogłoby tak być, jednak przeszkadza w tym taka mała drobnostka – Isolde Oberreiter, zwana Poldi, nie jest ani trochę zdolna do spokojnego, bezproblemowego egzystowania pośród swych sycylijskich sąsiadów. Donna Poldina to wulkan, który nie może równać się nawet z Etną spoglądającą uważnie przez większość czasu na jej wybryki i ekscesy. Uruchomienie własnego śledztwa w sprawie zaginięcia Valentino prowadzi jednak do wielu zmian w dotychczasowym żywocie sześćdziesięciolatki, która w planach miała jedynie popijać od czasu do czasu napoje alkoholowe na swoim tarasie i dążyć do spotkania ze Śmiercią. O wszystkich poczynaniach swojej ciotki opowiada młody mężczyzna, który pragnie napisać wielką sagę o swojej rodzinie. Jego narracja wraz z wyjaśnieniami i komentarzami do przygód Poldi nadaje powieści pewnego smaczku, chociaż i jego dzięki samej głównej bohaterce nie brakuje.

Język ma w sobie to „coś”, co ułatwia czytanie powieści. Autor nie leci sobie w kulki i nie zajmuje się niepotrzebnymi detalami, rzuca prosto w wir wydarzeń. Wizerunek z okładki książki idealnie odwzorowuje Poldi i jej nieodłączną czarną perukę.
„Gdyż, słuchaj teraz uważnie, na tym polega tajemnica pisania: trzeba po prostu wziąć i pisać”
„Ciotka Poldi i sycylijskie lwy” jest idealną powieścią z nutką kryminalną napędzającą fabułę jak i romansem, który jednak nie towarzyszy od samych początków książki, tym samym nie przytłaczając Czytelnika. Swoim humorem i niekonwencjonalnością historia może podbić serca wielu – osobiście świetnie się bawiłam, pochłaniając ją w szybkim tempie. Liczne podejrzenia, wskazówki i tajemnice połączone z nieprzejednaną Donną Poldiną i komisarzem Przypadkiem dają mieszankę, której każdy powinien spróbować! Wybuchowy temperament głównej bohaterki nie pozwoli nikomu doświadczyć powiewu nudy w trakcie lektury.

„Ciotka Poldi i sycylijskie lwy” Mario Giordano, Wydawnictwo Initium 2017, str. 400

8/10 [bardzo dobra]

PREMIERA: 13.09!

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Initium!
UDOSTĘPNIJ TEN POST

26 lipca 2017

Fałszywy pocałunek - Mary E. Pearson [przedpremierowo]

źródło
Księżniczka Lia jest pierwszą córką domu Morrighanów, królestwa przesiąkniętego tradycją, poczuciem obowiązku i opowieściami o minionym świecie. W dniu swojego ślubu ucieka, uchylając się od obowiązków - pragnie wyjść za mąż z miłości, a nie w celu zapewnienia sojuszu politycznego. Ścigana przez licznych łowców, znajduje schronienie w odległej wsi, gdzie rozpoczyna nowe życie. Gdy do wioski przybywa dwóch przystojnych nieznajomych, w Lii rozbudza się nadzieja. Nie wie, że jeden z nich jest odtrąconym księciem, a drugi to zabójca, który ma za zadanie ją zamordować. Wszędzie czai się podstęp. Lia jest bliska odkrycia niebezpiecznych tajemnic - i jednocześnie odkrywa, że się zakochuje.//lubimyczytac.pl
„Fałszywy pocałunek” to książka, która uwielbia wodzić Czytelnika za nos i sprawiać, byśmy wpadali w pułapki zastawione przez samą autorkę - Mary E. Pearson. Nie sposób zapomnieć o tym, co wyczyniało się na kartach tej powieści, ponieważ niektóre rzeczy potrafią naprawdę wprawić w osłupienie. Szczególnie jeden celowy zabieg Pearson wbił mnie w fotel i myślałam już, że coś źle zrozumiałam, pominęłam lub w ogóle nie ogarnęłam (moja reakcja była zbliżona do tej Chrisa zamieszczonej obok). Z tego powodu wracałam się do niektórych początkowych rozdziałów i czytałam je ponownie, by móc poukładać sobie to wszystko w głowie. Początkowo uważałam, że to jakaś pomyłka, wdarł się jakiś chaos przy tłumaczeniu, jednak po rozmowie z Kasią z Parę słów o książkach i recenzji Wybrednej Marudy (link)
jestem prawie pewna, iż było to celowe. Nie zdziwcie się więc, gdy zobaczycie, że narracja prowadzona jest z punktu widzenia Lii, księcia, zabójcy, Kadena oraz Rafe'a – w swoim czasie zrozumiecie dlaczego.

Brakowało mi ostatnio czegoś w książkach, które przewijały mi się przez ręce, lecz nie potrafiłam sprecyzować dokładnie czego. Po lekturze „Fałszywego pocałunku” wreszcie mogłam poczuć, iż ta pustka po trochu się zapełnia. Pierwszy tom „Kronik Ocalałych” dostarczył mi od groma emocji i, chociaż występuje tam relacja tak znienawidzona przez większość Czytelników – trójkąt miłosny, nie byłam w stanie oderwać się choć na moment od lektury. Więzi pomiędzy Lią, księciem oraz zabójcą na całe szczęście nie przyćmiewały innych wątków w historii, co w innych powieściach zdarza się dosyć często. Odetchnęłam z ulgą, kiedy prawie od samego początku wciągnęłam się w losy księżniczki Morrighan i nie miałam z tym żadnego problemu, co było dla mnie wielkim zaskoczeniem, ponieważ ostatnimi czasy miałam z tym niemałe problemy. Sądzę, że stoi za tym także język, który nie jest infantylny, lecz wzbogacony opisami ułatwiającymi wyobrażenie poszczególnych sytuacji bądź wyglądu i z drugiej strony nie są przesadzone lub podkoloryzowane.

Świetnym posunięciem jest wzbogacenie tekstu oryginalnym językiem, którym posługują się vendańscy ludzie oraz fragmentami m.in. Pieśni Vendy - nadało to trochę oryginalności całej historii. Czymś, czego jednakże nie pochwalam, jest zrezygnowanie z amerykańskiej okładki, która jest o niebo lepsza od tej niedługo już dostępnej u nas w kraju.

amerykańska vs polska okładka
Jeśli jesteście spragnieni dobrego kawałka połączenia fantastyki i małego romansu, „Fałszywy pocałunek” jest specjalnie dla Was. Na kartach tej powieści czai się świat, który tylko czeka, aż się w nim zanurzymy. A kiedy już to się stanie, nie będzie odwrotu!

„Fałszywy pocałunek” Mary E. Pearson, Wydawnictwo Initium 2017, str. 544

9/10 [rewelacja]

PREMIERA: 03.08.2017!

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Initium!
UDOSTĘPNIJ TEN POST

12 października 2015

Srebrzyste wizje - Anne Bishop


 "Inni uwolnili więzione przez ludzi cassandra sangue, nie zdając sobie sprawy z tego, jak poważne konsekwencje będzie to miało dla wieszczek. Tym delikatnym istotom grozi teraz podwójne niebezpieczeństwo – ze strony ludzi, którzy dla swoich niecnych celów chcą kontrolować ich przepowiednie, ale też ze strony ich samych. W tej sytuacji Simon Wilcza Straż, zmiennokształtny przywódca Innych, zmuszony jest prosić o pomoc Meg Corbyn, wystawiając ją na wielkie ryzyko.
  Meg nadal walczy z uzależnieniem od euforii, która pojawia się przy wygłaszaniu przepowiedni. Wie, że za każdym razem, gdy sięga po brzytwę, igra ze śmiercią, jednak jej wizje są dla Simona jedyną szansą na rozwiązanie konfliktu. Wrogowie Innych za Atlantikiem rosną w siłę, a działania fanatycznego ruchu w Thaisii zaczynają zagrażać Dziedzińcowi." lc.pl 

Trzecim tomem niezwykłej serii Inni Anne Bishop jest książka Srebrzyste wizje. Ujawnia ona dalsze losy wieszczki krwi Meg Corbyn zamieszkującej Dziedziniec w Lakeside wraz z terra indigena. Przekonać można się także, że Simon Wilcza Straż kolejny raz będzie musiał stawić czoła problemom i to nie byle jakim - chodzi o sprawy, które mogą zachwiać równowagę pomiędzy ludźmi a Innymi. Tom pierwszy, Pisane szkarłatem oraz drugi - Morderstwo wron to pozycje o wysoko postawionej poprzeczce, którą łatwo nie będzie przekroczyć.

"Czasami gdzieś daleko szaleje burza, a nam się wydaje, że nic nam nie grozi. Dopiero kiedy na naszym terytorium pojawia się woda i niszczy wszystko, pojmujemy, że to było fałszywe poczucie bezpieczeństwa."

Sytuacja przedstawiona w tejże kontynuacji jest napięta - z jednej strony Meg na swojej skórze może wykonać tylko tysiąc precyzyjnych cięć, ale z drugiej jednak każda przepowiednia może powstrzymać tragedie, konflikty i kolejne zgony. Wątek polityczny stopniowo pojawiał się na kartach tej historii, aż nagle praktycznie zdominował akcję, która się toczy. Ruch Ludzie Przede i Nade Wszystko to toksyczne, niebezpieczne i nienawistne powstanie przeciwko tubylcom ziemi. Ich ideą było zdominowanie Innych, wyplenienie ich i zajęcie ich terytorium - jakby sami nie byli dla terra indigena nic nieznaczącymi kawałkami mięsa.

O ile w poprzednich dwóch częściach relacja głównych bohaterów - Meg i Simona przeradzała się w przyjaźń, tak tutaj nadal nią jest, jednakże delikatnie wykracza już ponad nią. Oni sami tego nie zauważają, ponieważ nie mają doświadczenia - terra indigena nie lubią ludzkich uczuć, a cassandra sangue życie zna ze zdjęć z Kompleksu. Oboje uczą się dopiero różnych zachowań, ale sęk w tym, że Simon Wilcza Straż nie powinien za bardzo wchodzić w rolę człowieka, bo pewnego razu nie poczuje się już Wilkiem. 
"Meg była niczym iskra, która rozpaliła ogień pomiędzy ludźmi i terra indigena - równie jasny, jak ten, który podsycał ruch LPiNW, ale zupełnie inny w swojej wymowie."
Społeczność, która stworzona została na Dziedzińcu w Lakeside powinna być przykładem dla pozostałych osad Innych położonych blisko ludzkich miast. Przewyższa nawet Intuitów, którzy chociaż żyją w zgodzie z terra indigena, to nie osiągnęli tak dużo jak mieszkańcy wyżej wymienionego Dziedzińca. Taki zabieg Bishop pokazuje, że przywódca, jakim jest Simon Wilcza Straż, powinien być wzorem dla pozostałych - nowoczesny, ryzykowny, ale i skuteczny. 

Język, jakim posługuje się autorka, daje swobodę, a także wygodę czytania. Nie zaskoczę Was - świat przez nią stworzony wciąga i zapiera dech w piersiach tak samo jak wcześniej, więc na tej linii się nie zawiodłam. Kolejny raz spodobała mi się okładka - polskie wydanie tej serii jest o wiele lepsze od oryginału. 

Srebrzyste wizje pochłonęłam i nie wiem, jak długo wytrzymam do premiery kolejnej części. W oryginale przewidywana jest na ósmego marca przyszłego roku - pytanie tylko czy dam radę przetrwać? :D W każdym razie spróbuję, a Wam powyżej zrecenzowaną pozycję gorąco polecam!

Srebrzyste wizje (Inni #3) Anne Bishop, Wydawnictwo Initium 2015, str. 512

9/10 [rewelacja]

Za możliwość poznania dalszych losów Meg i Simona dziękuję agencji AIM Media!
UDOSTĘPNIJ TEN POST
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.