29 maja 2014

Wszystko, tylko nie mięta - Ewa Nowak

Opis z tylnej okładki:
"Pamiętasz najbardziej atrakcyjnego chłopaka w szkole? Czy nie kusiło cię, żeby założyć czapkę niewidkę i zajrzeć, co robi, gdy jest sam w domu? O czym marzy, czym się zajmuje i w kim się kocha? Dzięki tej książce poznasz przystojnego Kubę i jego niepowtarzalną rodzinkę."
Pamiętam, jak jakiś rok temu sięgnęłam po "Diupę" tej autorki i polubiłam tamtą historię. Postanowiłam sobie wtedy, że kiedyś na pewno sięgnę jeszcze po którąś część "Miętowej serii". I stało się.


"Wszystko, tylko nie mięta" opisuje nam sytuacje, z którymi mamy czasem styczność, często mogą nawet się nam przytrafić. Pierwsze miłości, problemy nastolatków, czyli wszystko, co dzieje się w naszych rodzinach i pomiędzy nami. Poruszając właśnie te trudne tematy Ewa Nowak stworzyła jak najbardziej realistyczną atmosferę. Akcja cały czas się toczy, mimo to wszystko spokojnie łączy się w całość.

Każdy dzień dla rodziny Gwidoszów jest coraz to nowym wyzwaniem - codziennie dzieje się coś nowego. Joasia, mama trójki dzieci, ma "bzika" na punkcie zdrowego żywienia, a dodatkowo chce koniecznie zostać psychologiem ( z czego żartuje sobie reszta rodzinki ). Mariusz, tata trójcy łobuziaków, jest od pewnego czasu ubezpieczycielem, który bardzo chętnie pomaga swoim dzieciom w rozwiązywaniu ich problemów. Zaledwie kilkuletnia Marynia jest bardzo kolorową postacią, która swoją ciekawością pobija wszystkich. Malwina - szesnastolatka, która ma wiele problemów, boryka się z miłością do starszego od niej o wiele lat muzyka i nie tylko. Na koniec zostawiłam sobie Kubę - przystojnego maturzystę, najstarsze dziecko Gwidoszów. Polubiłam go jakoś najbardziej, nawet chciałabym kogoś takiego poznać! :) Dosyć ciekawymi i bardzo mądrymi postaciami okazały się także babcia, a także Weneta. Nie mogę także zapomnieć o Łapie (psu, a raczej suczce) i Psu (kocie).

Książkę pochłonęłam w zaledwie dwa dni (no cóż, nauka), bo bardzo miło się ją czytało i ciekawiło mnie, co będzie dalej za każdym razem, gdy odkładałam ją na bok. Szczerze Wam ją polecam! :)

Może spotkaliście się już z twórczością Ewy Nowak?
Czy raczej nie?
Mam nadzieję, że w jakiś sposób Was nakłoniłam do poznania tej historii :)
 
UDOSTĘPNIJ TEN POST

18 maja 2014

Zwiadowcy, księga 2 Płonący most - John Flanagan

 Opis z tylnej okładki:
 "Już tylko dni dzielą Morgaratha od wtargnięcia na ziemie królestwa Araluenu. Król Duncan wysyła zwiadowcę Gilana, młodego Willa i jego przyjaciela Horace'a z poselstwem do sprzymierzonej Celtii. Ale przygraniczne wioski Celtii pogrążone są w ciszy... Wyglądają jak wymarłe. Spotkana w jednym z opustoszałych domostw dziewczyna imieniem Evanlyn wyjaśnia, że mieszkańcy krainy uszli w głąb lądu, ratując się przed napaścią wargalów. Araluen nie ma co liczyć na pomoc. Całe szczęście, że pomiędzy nim a Górami Nocy i Mgieł rozpościera się przepastna Rozpadlina..."
Ta książka wywoływała u mnie pełno emocji...

W jednym momencie przeżywałam razem z Willem to, jak chybił podczas potyczki z wargalami, później aż kuło mnie z ciekawości co będzie dalej, nawet rozpaczałam w niektórych momentach. Rozśmieszyła mnie sytuacja, kiedy nasz bohater znajdował się w jaskini podsłuchując Skandian, a jeden z nich, no cóż, niedaleko niego (w zasięgu jego wzroku) załatwiał swoje potrzeby.

Gratuluję Johnowi Flanaganowi tak dobrze napisanej historii, ale jednocześnie mam ochotę coś mu zrobić, nie wiem, utopić w rzece pełnej jednorożców za tą końcówkę. Serio, popłakałam się na niej. Wystarczyło, że wyobraziłam sobie tą sytuację, wyraz twarzy Halta, Willa i to, co czuli w tamtym momencie... Nadal nie mogę się po tym pozbierać, moje serce połamało się na milion kawałków, a jedynym wyjściem, by to trochę złagodzić jest jutrzejsza wizyta w bibliotece po księgę 3. Ach, że też muszę poczekać do jutra - gdybym miała ją już dzisiaj, nie zwlekałabym i od razu zaszyłabym się w świecie Araluenu, Celtii i Skandii. God, give me strength.

Will, mój kochany Will, mimo że jest jeszcze bardzo młody, to czas spędzony u Halta zmienił go. Wydoroślał, nauczył się wiele, owszem, nie wszystkiego, ale jest dopiero uczniem - może jeszcze wiele. Jako głównego bohatera bardzo go polubiłam, jak pisałam wyżej, przeżywałam z nim wszelkie sytuacje, nawet serce mi stanęło w momencie, gdy dostał kamieniem w skroń, moje myśli krążyły wokół najgorszego... Ale na szczęście wróciło do swojego rytmu trochę później. Nie chcę spojlerować (tym, którzy jeszcze nie sięgnęli po tą pozycję), ale serio... Ta końcówka - płaczę i nie chce mi się wierzyć, że John skończył w takim momencie... Nevermind.

Halt, z pozoru oschły i surowy okazał się wyrozumiały, opiekuńczy - czym zyskał moje pełne uznanie i uwielbienie. Legendarny zwiadowca nie na darmo został nazwany "legendarnym" - wykazywał się mądrością i przebiegłością na każdym kroku, a na dodatek zasłużył królestwu Duncana niejednokrotnie. Gilan zaskoczył mnie swoim logicznym tokiem myślenia (chociaż tutaj nic dziwnego - w końcu to zwiadowca) i tym, jak dobrze znał się na walce z mieczem i sztyletami.

Seria ta już po księdze drugiej zapadła mi w serce i mam zamiar przeczytać kolejne części, a Wy?

Mieliście już styczność z tymi historiami, czy macie je dopiero w planach?
Zachęciłam Was może do sięgnięcia po tę pozycję?
UDOSTĘPNIJ TEN POST

11 maja 2014

Igrzyska śmierci - Suzanne Collins

Opis z tylnej okładki:
 
"To nie jest książka dla dzieci. To jest powieść dla dojrzałych młodych ludzi, którzy rozumieją, że okrucieństwo jest częścią historii ludzkości, którzy potrafią dostrzec jego znamiona w najbardziej wyrafinowanych formach i którzy jak Katniss mają w sobie odwagę i determinację, by mu się przeciwstawić."


Moim zdaniem ta książka jest bardzo dobra, naprawdę bardzo dobra. Kiedy rozpoczęłam zagłębiać się w historię Katniss i Peety, nie wiedziałam, że aż tak się uzależnię. Kiedy nie mogłam spać nocami, cały czas myślałam i myślałam o losach bohaterów, o tym, co może się wydarzyć. Nawet po skończeniu nieustannie nie mogłam oderwać się od rozmyślań, a to oznacza, że Pani Collins odwaliła kawał dobrej roboty, pisząc tą historię, bo tylko po tak dobrze napisanych książkach jestem w stanie "uniesienia" po przeczytaniu.

Katniss Everdeen jako główna bohaterka bardzo przypadła mi do gustu, jak i kolega z dystryktu oraz areny, Peeta Mellark. Od początku, gdy tylko zaczęto wspominać w książce o chłopaku, wyczułam, że ich znajomość zakończy się wzajemną miłością (no, na pannę Katniss trzeba było trochę poczekać, ale w końcu do tego doszło). Cóż, Primrose, siostra Kotny, też sprawdziła się w roli małej jeszcze dziewczynki. Za to mama obydwu dziewczyn (wybaczcie, ale muszę to przyznać) nie sprawiła na mnie większego wrażenia. Po prostu, nie polubiłam jej, co tu więcej mówić. A Gale? Ach, ten nasz Gale. Sama nie wiem co o nim sądzić. Jego wątek zostawię wam.

Tak, jak pisałam wyżej, pokochałam tę książkę. A Wy co o niej sądzicie? Czytaliście, czy dopiero macie ją w planach?

UDOSTĘPNIJ TEN POST

4 maja 2014

"Myśli się o ludziach różne złe rzeczy, bo się ich nie zna. A potem się ich poznaje i okazuje się, że są dobrzy."

Zanim wstawię jakąś opinię, recenzję książki, chciałabym napisać coś o mnie, o tym, jak zaczęła się moja przygoda z czytaniem.

Przygodę zaczęłam dzięki mamie, która codziennie mi i mojej siostrze czytała do snu przeróżne bajki (niektóre z nich nadal mają swoje honorowe miejsca na półkach, haha). W wieku 4-5 lat składałam literki już w miarę płynnie. Później, przyszedł czas na lektury szkolne - niektóre uwielbiałam, ale były także takie, których na prawdę nie znosiłam. Jednak między lekturami czegoś mi brakowało - zaczęłam chodzić do szkolnej biblioteki, ba, nawet w którejś klasie dostałam dyplom za największą ilość wypożyczonych książek w danym roku szkolnym. Niestety, gdzieś w klasie 5-6 miałam lekki "przestój" czytelniczy - nie odwiedzałam już tak często półek z książkami. Powodem była m.in. nauka, zaczęłam ją troszkę olewać i co z tego, że większość pamiętałam z lekcji - do sprawdzianów było tego za mało, musiałam trochę nadrobić. Możecie pomyśleć sobie "6 klasa i poświęcanie czasu nauce?", ale ja na prawdę wzięłam to sobie na poważnie. Zresztą, nie dziwcie się, bo nigdy nie byłam dzieckiem, które odwiedza stale swoje koleżanki, albo jeździ sobie na jakieś wycieczki czy wakacje. Nie, byłam cichą, czasem wyśmiewaną dziewczyną. Chociaż, teraz jak o tym pomyślę z perspektywy czasu, to zyskałam dzięki byciu spokojną, opanowaną szacunek u nauczycieli, dobrą opinię u nich. Byłam brana na serio, nie to co inni. Wracając do mojej przygód z książkami: przyszedł czas, kiedy klasa 6 się kończyła i miałam coraz więcej czasu. Raz, siedząc u siostry na łóżku sięgnęłam z ciekawości i nudów po książkę, która leżała u niej na półce. Poznałam ją, kilkanaście razy miałam ją w rękach oglądając jej okładkę - była to książka, którą podarował jej wujek (ona z książkami to na dystans, haha). Na okładce widniał napis "Miasto kości" Cassandra Clare. Pierwszy raz otworzyłam ją i od razu mnie przyciągnęła. Dlaczego? Jej pierwsze słowa: "-Chyba jaja sobie ze mnie robisz" wywarły na mnie wrażenie i zaciekawiły mnie. Postanowiłam brnąć w tekst dalej i książka oczywiście oczarowała mnie. Później, to już była kwestia namowy rodziców na kupno kolejnych części, po nich zaś przyszła kolej na inne książki z inną fabułą. Do tego czasu odwiedzam bibliotekę (teraz już trochę większą, bo w gimnazjum) i staram wyszukiwać się nowe tytuły w księgarniach.


"Myśli się o ludziach różne złe rzeczy, bo się ich nie zna. A potem się ich poznaje i okazuje się, że są dobrzy."

Zgadzam się całym sercem z tym cytatem, bo miałam już taką sytuację. Teraz dziewczyna, którą uważałam za nie wiadomo jak złą i podłą (nie będę rzucała wyzwiskami) jest moją najlepszą przyjaciółką. I lepszej osoby jak dotąd nie poznałam.

A Wy zgadzacie się z powyższym cytatem? Co o nim myślicie?
I jak rozpoczęliście swoją przygodę z naszymi papierowymi przyjaciółmi? :)
UDOSTĘPNIJ TEN POST
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.