"Larysa ma jedno marzenie - odnaleźć prawdziwą miłość. W dniu osiemnastych urodzin wypowiada życzenie i wkrótce napotyka na swojej drodze tajemniczego Gabriela i kuszącego Daniela.
Obaj mężczyźni wydają się jej równie fascynujący, jednak im bardziej się do nich zbliża, tym większe grozi jej niebezpieczeństwo.
Dokąd doprowadzi Larysę znajomość z Gabrielem i Danielem? Jaką tajemnicę kryje każdy z nich? Czy prawdziwa miłość naprawdę przezwycięża wszelkie przeciwności?"
✖
Czy którakolwiek z Was chciała kiedyś spotkać swoją pierwszą prawdziwą miłość? Wierzycie w przeznaczenie czy może jest ono dla Was kolejną bzdurą? Cóż, w tej książce znajdziecie pełno miłości. W zasadzie, to wszystko kręci się wokół niej...
Zacznę od bohaterów, którzy przypominają mi trochę postacie wyjęte prosto z jakiegoś młodzieżowego, internetowego fanfiction. Ona - pyskata, niecierpliwa i za bardzo ciekawska, a on niezwykle męski, przystojny, tajemniczy, posiadający sportowe auto, niczym ucieleśnienie wszelkich marzeń płci żeńskiej. Autorka tak bardzo skupia się na głównych bohaterach i ich wątku miłosnym, że postacie drugoplanowe są niedopracowane i brakuje im tej charyzmy, iskierki. Szczególnie irytowała mnie Zuzka, przyjaciółka Larysy, ponieważ tymi swoimi wypowiedziami i powiedzonkami wydała mi się po prostu sztuczna i za bardzo przerysowana.
Nie jestem w stanie określić nawet, po co został stworzony zły charakter w tej opowieści. Na w przybliżeniu 400 stron książki spotkać go można sporadycznie, a jeśli nawet, to w takich sytuacjach, które w sumie wiele nie wnoszą, może jedynie jakieś informacje do wątków pobocznych, które i tak później giną pod maską szczęśliwości i wiecznej miłości. Nie widzę większego sensu w istnieniu takiego bohatera jak Daniel - równie dobrze mogła pojawić się jakaś czarna zjawa i ni stąd, ni zowąd ukazywać się i siać zniszczenie, a później zniknąć tak szybko, jak się pojawiła.
"[...] świat jest skonstruowany według bożego planu i trzeba się z tym pogodzić. Czy tego chcemy, czy nie."
To nie tak, że uwzięłam się na autorkę pod pseudonimem Melissa Darwood, ale nie mogę przejść obojętnie koło tak wykreowanej książki, która przypomina mi opowiadania fanfiction, które dawniej czytałam. Naiwne, czasem za bardzo skupiające się na wątku miłosnym i pisane często na "odwal się" historie to coś, czego nie wspominam miło. Zdarzały się pewne wyjątki - autorki czy autorzy wiedzieli jak złapać się za to pisanie i trzymali poziom, starali wpleść liczne intrygi, nie powielali schematów. Tego w tej pozycji mi zabrakło. Pod dostatkiem jest za to wiele powiedzonek lub przysłów, które są powiązane z czymś diabelskim, diabolicznym, np. "Nie taki diabeł straszny, jak go malują". Za którymś razem staje się to denerwujące, chociaż rozumiem, że miało to w jakiś sposób podkreślić istotę fabuły.
Według mnie najtrafniejszym określeniem tej książki będzie typowy paranormal romance, ponieważ bądź, co bądź, ale historia opiera się na czymś, co jest ponadludzkie. Zamysł na guardianów i tentatorów nie był zły, sam w sobie ma potencjał, którego niestety nie wykorzystano. Szkoda, bo po Waszych komentarzach na Instagramie spodziewałam się czegoś lepszego i bardziej przemyślanego, a nie pełnego uniesień miłosnych i szczęścia.
Nie zaprzeczam, "Laristę" przeczytałam w dość krótkim czasie, chociaż początek mnie nudził. Dla mnie to lektura, dzięki której "odmóżdżyłam" sobie głowę i myśli, ale także poirytowałam się. Polecam wielbicielom paranormal romance i tym, którzy uwielbiają miłość stawianą za wszelką cenę na pierwszym miejscu.
"Larista" Melissa Darwood, Wydawnictwo Zielona Sowa 2013, s.384
5/10 [średnia]
Wierzę w przeznaczenie, ale nie wierzę natomiast w to, że ta książka mi się spodoba. Niestety. :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam fanką fanficków, być może trafiłam na jakieś gorsze, ale książka, która przypomina coś takiego, raczej nie trafi w mój gust. Lubię historie o miłości, ale ta tutaj chyba by mnie przerosła. ;)
OdpowiedzUsuńHm, ja i romans.... Eeee, nope :D
OdpowiedzUsuńFan fiki czytałam tylko o Lily Evans :D
Co do przeznaczenia - hm, w sumie to wierzę. ^^
Zapraszam do zagłosowania w ankiecie na moim blogu (pasek boczny)
Hm, a ja bym chciała przeczytać. ^_^ Może to nie jest moje MUST READ, ale kiedyś chciałabym móc samodzielnie ocenić tę powieść. ^_^
OdpowiedzUsuńCześć! Nominowałam Cię do The Summer Reader Book TAG http://alejaczytelnika.blogspot.com/2015/07/podroz-marzen-tag-summer-reader-book-tag.html ;)
OdpowiedzUsuńNie lubię książek tego typu. Raczej nie przeczytam :/
OdpowiedzUsuńhttp://gabrysiekrecenzuje.blogspot.com/
Opis nawet interesujący. Gdybym spotkała w bibliotece tą książkę, może bym wypożyczyła. A co do okładki, nie jest zła. ;)
OdpowiedzUsuńEh... raczej ją sobie odpuszczę, skoro, jak napisałaś, wszystko w niej jest na odwal.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce, miałam ją w planach, ale jakoś mi ona przeszła. Chyba wyrosłam z takich książek ;)
OdpowiedzUsuńJa przeczytałam jedynie "Prycncypium" tej autorki, która mi się podobała, choć miała wady, ale nieliczne :)
OdpowiedzUsuńZa "Lariste", jakoś nie mam ochoty sięgnąć, bo mam do niej mieszane uczucia .
Pozdrawiam :)