Brooks Rattigan nie robił tego dla pieniędzy. W każdym razie nie na początku. Kiedy Brooks proponuje, że zabierze na bal absolwentów kuzynkę Brudette’a, którą chłopak wystawił do wiatru, kierują nim jak najszlachetniejsze pobudki. Dostaje jednak trzysta dolarów napiwku, a wśród najbogatszych mieszkańców trzech stanów niesie się wieść o jego nienagannych manierach. Brooks wykorzystuje więc okazję, żeby sobie dorobić – oferuje usługi niezwykle zamożnym, nadopiekuńczym rodzicom, pragnącym, by ich córki mogły przeżyć niepowtarzalne chwile podczas szkolnych imprez, w które obfituje kalendarz ostatniego roku liceum. Poza tym Brooksowi kasa jest potrzebna, żeby mógł się dostać na wymarzony uniwersytet. To dla chłopaka jedyna szansa, żeby wyrwać się z robotniczego miasteczka i osiągnąć sukces. Co z tego, że po drodze trzeba się uciec do paru oszustw i kilka razy pójść na skróty? Nikomu przecież nie dzieje się krzywda. Brooks nie przewidział jednak, że na swej drodze napotka nieprzewidywalną Celię Lieberman... I pociągającą Shelby Pace. //lubimyczytac.pl
Nie wiem, może zaczynam wyrastać powoli z młodzieżówek (albo dawno takiej nie czytałam), ale coś tu poszło nie tak. Albo to ja naprawdę się starzeję.
Wiecie, sam zamysł jestem w stanie jeszcze przełknąć, chociaż przyznajmy, że bycie partnerem za pieniądze na swego rodzaju balach i imprezach nie jest chyba szczytem marzeń każdego przeciętnego chłopaka. Zwłaszcza że dużo ludzi ma rozum, którego używa. Zgodzić się muszę jednak z tym, jak ukazani w książce zostali nadopiekuńczy rodzice – szukają jakiegokolwiek sposobu, by ich dziecko spełniło ich marzenia (nie swoje!), po które sami z jakichś powodów nie byli w stanie sięgnąć w młodości. Słyszy się dużo o takich przypadkach, więc można uznać ten fragment historii za prawdziwy, ale reszta? Za bardzo realna mi się nie wydaje, ale może to rzeczywiście tylko moje zrzędzenie.
„Wynajmij sobie chłopaka” opiera się w głównej mierze na tym, że Brooks bardzo chce dostać się na wymarzone studia. Przez całą historię zadawałam sobie pytanie: ale dlaczego akurat tam? Czy ten chłopak ma pojęcie, na co chce tam iść? Dla mnie całe to „poświęcenie”, ta gonitwa za czymś, co ma go wyciągnąć z jego „dziury”, w pewnym momencie traci sens. Chłopak ma jakiś cel, ale nawet jeśli go osiągnie, co wtedy?
Z drugiej jednak strony cała ta historia pokazuje, że nieważne jaka jest Prawda, lepiej żeby druga osoba dowiedziała się o wszystkich kłamstwach i intrygach z naszych ust. Inaczej możemy zostać skazani na społeczne osamotnienie czy ostracyzm. Nie warto brnąć dalej w byciu nieszczerym tylko dlatego, że można coś lub kogoś stracić. Jeśli komuś prawdziwie zależy, zostanie przy naszym boku. Głównemu bohaterowi kilkakrotnie daje się to do zrozumienia, ale czy skorzysta z tej rady? Odpowiedzcie sobie sami.
Historia stworzona przez Steve'a Blooma ma wiele luk, niedopowiedzianych wątków (ojciec Brooksa – Charlie – mógł wnieść trochę więcej do tej książki, bo podstawy autor stworzył mu niezłe!) i problem, z którym zmagałam się przez całą powieść – język. O ile od jakiejś setnej strony nie mogłam oderwać się od lektury, o tyle ten – jak dla mnie – zbyt młodzieżowy język zmuszał mnie do żałosnego śmiechu. Tym samym postać Celii na starcie nie zaskarbiła mojej przyjaźni, ponieważ zachowywała się i odzywała jak niestabilna emocjonalnie dziewczyna, z którą naprawdę nikt nie chce nawiązywać znajomości. Jej późniejsze zachowania nie miały podstaw według tego, jak została przedstawiona na początku historii.
Podobno film jest od pierwowzoru lepszy i nie ma w nim wielu sytuacji z „Wynajmij sobie chłopaka” (na szczęście!). Zamierzam go obejrzeć i potem porównać sobie obie wersje, ale raczej nie jest to mój priorytet. Wam polecam sprawdzić na własnej skórze, czy książka jest warta poświęcenia jej czasu, ponieważ mi (pomimo wszystkich tych dziur logicznych i całej reszty) całkiem nieźle umiliła dwa wieczory.
„Wynajmij sobie chłopaka” Steve Bloom, Wydawnictwo YA! 2019, str. 360
O książce słyszałam mnóstwo najróżniejszych opinii i szczerze mówiąc, to w ogóle nie czuję się przekonana. Myślę, że szybciej obejrzę film dla odprężenia ;)
OdpowiedzUsuńOglądałam film i dla mnie był bardzo przeciętny, nie ciągnie mnie tym bardziej do książki.
OdpowiedzUsuńMam ją na półce i pewnie niedługo będę czytać, ale co to będzie - zobaczymy ;)
OdpowiedzUsuń