16 lutego 2019

Podsumowanie półroczne //2018

Drugie półrocze 2018 roku było o wiele lepsze w porównaniu do pierwszego, o czym sami zaraz się przekonacie. Tym razem udało mi się przeczytać więcej, bo aż trzydzieści siedem książek, co końcowo (za cały rok) daje aż sześćdziesiąt jeden pozycji! Tym samym udało mi się ukończyć wyzwanie, by przeczytać 52 książki w roku – któremu jeszcze wcześniej nie podołałam. Chociaż wydaje mi się, że moje statystyki podniosły po prostu maturalne lektury!

Drugą połowę 2018 roku rozpoczęłam z romansem „Poświęcenie” autorstwa Adriany Locke, z której literaturą miałam wtedy styczność po raz pierwszy. Praktycznie od razu zabrałam się za wyzwanie, by przeczytać wszystkie książki, które dostałam na moje osiemnaste urodziny. Wyszło na to, że książka „Salon odrzuconych” została odhaczona z listy jako pierwsza (1/18) i do dzisiaj bardzo miło ją wspominam. „Normalnych inaczej” Tammy Robinson nie da się łatwo zapomnieć – jest to lektura przede wszystkim wartościowa i godna polecenia. Za to czymś, czego polecać nie chcę (i robić tego nie będę), jest „Król Kier” Aleksadry Polak (2/18) – no po prostu nie. Brak logiki, chaos, miks historii z innych książek na topie. Kolejną pozycją z mojego małego wyzwania była historia stworzona przez Gillian Anderson razem z Jeffem Rovinem zatytułowana „Nadchodzi ogień” (3/18), która przypadła mi do gustu – mogę ją polecić! Przez „Zbrodnię i karę” oraz „Wesele” przebrnęłam właśnie w wakacje i wyszło mi to na dobre, bo nie muszę teraz spędzać tak dużo czasu nad jedną lekturą (bardzo polubiłam prozę Dostojewskiego, ale nie oszukujmy się – wolno mi szło czytanie). „Śmierć słowika” (4/18) wstrzymała moją dotychczasową przygodę z osiemnastkowym prezentem jak i ostudziła zapał, ponieważ trochę mi się ciągnęła oraz nie porwała swoją akcją. „Moja Lady Jane” oraz „Moja Jane Eyre” podbiły moje serce, nie ma co tu wiele mówić. „Potulna” Dostojewskiego, mimo że nie jest długa, wzbudziła moją ciekawość. Lektura powieści Rafała Dębskiego pt. „Żelazny kruk. Wyprawa” na nowo ukazała mi świat dziecięcymi oczami i moje zamiłowanie do opowieści w stylu „Zwiadowców”! Przyjemnym przerywnikiem i urozmaicieniem czasu w autobusie okazało się „Powietrze, którym oddycha” Brittany C. Cherry – muszę sięgnąć po kolejne jej książki! Jeszcze wakacyjną lekturą, która mną zawładnęła, było „Zgadnij kto” Chrisa McGeorge, czyli świetna powieść w konwencji escape roomu! „Małe wielkie rzeczy” przywróciły mnie na ziemię i dały niezłą lekcję pokory, ale i pozostawił po sobie pewną siłę i nadzieję – warto się zapoznać, nie jest to obszerna pozycja. Już w roku szkolnym stało się coś, czego nigdy bym się po sobie nie spodziewała – przeczytałam mangę (i była super)! Mowa o pierwszej części „My Hero Academia” (a drugi leży zaczęty i tymczasowo porzucony aż do dnia dzisiejszego!). Kolejnym obowiąziem do wypełnienia było przeczytanie pierwszego tomu „Chłopów” Reymonta i jakże – podołałam! „Nienawiść, którą dajesz” („The Hate U Give”) Angie Thomas porwała mnie i mimo że ostatnio miejsce miała polska premiera adaptacji filmowej, o historii tej mówi się bardzo mało, co jest nieprawdopodobne dla mnie – jakim cudem wydarzenia te nie wywołały dyskusji w społeczeństwie? „Chłopak, który wiedział o mnie wszystko” to historia typowa dla Kirsty Moseley, więc jej fani będą raczej zadowoleni, dla mnie dość schematycznie. Kolejna powieść Corinne Michaels ponownie pochłonęła mi jakieś dwa-trzy wieczory, ale nie zostały one zmarnowane, bo nudno nie było dzięki „Powiedz, że zostaniesz”! Teraz mam pewność, że pisarka ma pewną skłonność do pisania historii o wdowach!

Na jesień miałam przyjemność poznać kontynuację losów Lii w „Zdradzieckim sercu” Mary E. Pearson, a potem zatopiłam się w lekturze „Ludzi bezdomnych” Żeromskiego, którego chyba zaczęłam trochę lubić (a wrogiem mi był od gimnazjum przez „Syzyfowe prace”, które mnie wtedy prześladowały!). „Początek wszystkiego” również stał się dla mnie historią doczytywaną w czasie dojeżdzania do internatu, ale nie było to tylko zwykłe czytadło dla zabicia czasu, bo udało mi się polubić z bohaterami, a to już coś dla takiego przerywnika! „Kraina Opowieści: Zaklęcie życzeń” Chrisa Colfera porwała mnie swoją konwencją baśniową i ponownie dałam się wciągnąć w świat, który dla dziecka jest po prostu magiczny. Do przeczytanych lektur dołączyła „Siłaczka”, później jeszcze „Przedwiośnie”, by uzupełnić kolekcję poznanych dzieł Stefana Żeromskiego. Pomiędzy tymi dwoma udało mi się jednak pochłonąć „Drugą miłość” Marzeny Rogalskiej i „Ash Princess” Laury Sebastian, z której to akurat poznania jestem bardzo zadowolona, bo wróciłam do czytania po angielsku i sprawia mi to jeszcze większą radość niż wtedy, gdy zaczynałam. Kolejną pozycją dla umilenia tego czasu gdzieś między tym wszystkim był „Układ”, którego kontynuacja czeka na mojej półce na przeczytanie już długo – cieszę się więc, że ruszyłam chociaż z tym do przodu. „Trans-Atlantyk” Gombrowicza nie był dla mnie książką łatwą w trakcie czytania, ponieważ podejścia do niej miałam przynajmniej dwa. Początkowo nie mogłam się skupić, męczył mnie język autora i cała ta groteska, ale później nagle coś zaskoczyło i szybko udało mi się ją skończyć – po wielu przemyśleniach warto jednak było. Po „Cztery płatki śniegu” Joanny Szarańskiej sięgnęłam, by poczuć choć trochę świąteczny klimat i częściowo mi się to udało, ale pozycja raczej średnia. „Atlas Odkrywców” i „Nieco dziennik” uświetniły moją biblioteczkę i w każdej chwili nudy mogę zerknąć do nich i dowiedzieć się czegoś o świecie lub zaplanować swój dzień albo tydzień. Już prawie pod sam koniec poznałam pewne świetne historie o Lokim zawarte w pierwszym tomie „Kłamcy” Jakuba Ćwieka. Ostatnią szkolną lekturą okazała się być „Cudzoziemka”, a mój rok zamknęły książki „Postawić na szczęście” Anny Sakowicz oraz „Lucyfer” Jennifer L. Armentrout.

Oprócz podsumowań, zapowiedzi wydawniczych i kinowych premier na blogu przeczytać możecie również z 2018:

UDOSTĘPNIJ TEN POST

3 komentarze :

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.