"Żeby znaleźć się w Nirgali, wystarczy mieć magiczny kryształ farin i przejść przez most...
Na północ od rzeki Rondane rozciąga się świat niezwykłych istot. I choć na pierwszy rzut oka wydaje się idealny, Bree Whelan szybko dochodzi do wniosku, że to tylko pozory. Co gorsza, Bree ma zgubną skłonność do pakowania się w kłopoty. Jej śladem podążają tajemniczy mnisi Hauruki, a na starych cmentarzach kryją się krwiożercze lesze. Okazuje się, że niełatwo być białoskrzydłą semani - dziewczyną z rodu aniołów - gdy Nirgali grozi zagłada..."
Zapraszam.
To było moje pierwsze i na pewno nie ostatnie podejście do polskiej fantastyki. Uwierzcie mi, to było świetne!
Początkowo trochę się wzbraniałam do sięgnięcia po tę książkę tłumacząc sobie, że anioły w połączeniu z jakimiś mnichami to będzie jakiś niewypał... Ale teraz, będąc już po lekturze sądzę, że te podejrzenia były niesłuszne. Polska autorka stanęła na wysokości zadania i nie wyszło jej może arcydzieło, ale książka jest bardzo dobra.
Główna bohaterka, Bree, początkowo wydaje się taką typową dziewczyną, która za każdym razem pakuje się w tarapaty, ale później, odkrywając powoli prawdę o sobie staje się inna: bardziej niezależna (z tym różnie bywało, ale cóż),silna, wie już mniej więcej gdzie jest jej miejsce. Zadziwiło mnie także to, że mieszkańcy Gadery wiedzieli, że "obok" nich znajduje się miasto aniołów. Przeważnie w książkach jest tak, iż istoty-które-nie-są-ludźmi się ukrywają, stwarzają pozory normalnego przyzwoitego obywatela, ale... tutaj tak nie jest. I właśnie to niepowielanie tego schematu za jednym zamachem zadziwiło, lecz spodobało mi się.
-Widzisz? Odnajdę cię nawet wtedy, gdy zapadniesz się pod ziemię.
Urzekł mnie także bohater towarzyszący Bree - Mikail Argyll. Za wszelką cenę chronił ją, a także nie chciał jej opuszczać, a w chwili, kiedy nie było jej przy nim - nie tracił nadziei; wierzył, że nie jest zdrajczynią oraz pragnął ją odnaleźć, jednak wiedział, że pokonanie mnichów jest ważniejsze i potrafił postawić wyżej jedną sprawę od drugiej. Myślał racjonalnie, chociaż wiadomo, facet, jak to facet, był zazdrosny. Ale to chyba możemy mu wybaczyć, prawda?
Świat wykreowany przez autorkę spodobał mi się. Miasto zamieszkane przez aniołów obok zwykłego miasta pełnego zwykłych ludzi. Oba były połączone mostem. Wystarczyło mieć tylko farin... No właśnie, a co z tym kryształem? Ciekawa sprawa - wszystkim aniołom służył tylko przy wypowiadaniu odpowiednich formułek - i to nie zawsze, a Bree Whelan działał zwyczajnie, od wypowiedzenia czegoś najprostszymi słowami... Ale reszty dowiedzcie się sami sięgając po książkę!
Tytuł: Strażnicy Nirgali. Serce Suriela
Autor: Agnieszka Wojdowicz
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
MOJA OCENA: 8/10
Zastanowię się nad zakupem tej książki ;)
OdpowiedzUsuńOkładka może mnie bardzo nie zachęca, ale Twoja recenzja tak. Może kiedyś sięgnę, aczkolwiek na razie mam długą kolejkę do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Alpaka
Do polskiej fantastyki? No cóż, musiałabym poczekać troszkę, bo do zagranicznej przekonać się nie mogę, a cóż mówiąc do rodzimej. Chociaż obyczajówki wolę polskich autorów, naprawdę :) Może kiedyś się skuszę, na dzień dzisiejszy wciąż nie czuję się na siłach, by próbować z tym gatunkiem, który wręcz krzyczy do mnie "nie podchodź!"
OdpowiedzUsuńHm, o książce nigdy nie słyszałam. Mam nadzieję, że uda mi się ją poznać, tym bardziej, że jest polskiej pisarki!
OdpowiedzUsuńNie jestem fanką polskiej twórczości, jednakże tą akurat serię mam w planach już od dłuższego czasu :)
OdpowiedzUsuńnamalowac-swiat-slowami.blogspot.com
jeszcze o książce nigdzie nie czytałam, ale z chęcią się z nią zapoznam. :)
OdpowiedzUsuń